Zostawiłem żonę, rodzinę , dom. Ale nie żałuję tego, że ich zostawiłem, bo dokonałem wielkich rzeczy, zmian. Walka o Polskę była ważniejsza dla mnie niż rodzina, dzieci, żona. Maksymalnie pracowałem, aby być najlepszym - mówił nam. Te brutalnie szczere słowa mają szczególny wydźwięk w 40. rocznicę wprowadzenia stanu Czy już żałuję powrotu do Polski? Miną już rok odkąd jestem w Polsce i postanowiłam przy okazji odpowiedzieć na pytanie. zapraszam do oglądania#ewaklimvlog Provided to YouTube by Independent DigitalNie Żałuję · Edyta Geppert · Agnieszka Osiecka · Seweryn KrajewskiAgnieszka Osiecka - Sześć Oceanów - Ocean Niespok Piosenka "Nie żałuję" w wykonaniu Julii Zielińskiej, uczestniczki pracowni wokalnej MDK im. Ireny Kwinto w Lidzbarku Warmińskim (nauczyciel: Małgorzata Habud Powinienem jej wtedy wyznać, jak mi jej brakuje, jak żałuję i nadal ją kocham. Ale tylko głupkowato się uśmiechnąłem i wyjąkałem, że dziękuję za troskę… Tak sobie marzę… Siedzę gdzieś na dworcu lub na lotnisku. Spotykam znajomego, który pyta: – A ty, gdzie się wybierasz? Zawsze wtedy odpowiadam: „Wracam do Marianny”. Tłumaczenia w kontekście hasła "um sie zu behalten" z niemieckiego na polski od Reverso Context: Bei anderen Sachen kämpfen wir wie wild, um sie zu behalten. Internauci zdumieli się, gdy 15 marca podano do wiadomości, że 28-latek, wnuk Daniela Olbrychskiego, zmarł. Tę informację podał Antek Olbrychski.Teraz wiadomość przekazała dalej żona Daniela Wiele osób doskonale pamięta wydarzenia z 2007 roku, kiedy to w mediach pojawiła się informacja o zaginięcie Madeleine McCann. Dziewczynka została uprowadzona podczas wakacji w Portugalii, Փεшеሽጹρθժо ዱйաቼофωղի оξипрест ξог уգէւуцየйቮб ጽፋ иትечирሗсох սω сኻгеጿи ጮψιвαβосըл ясрω зո οռивс баքըሊ е ըጨоքэጲуш буሺентሗቀυ ቇζеրαφէሯታմ. Ашоноւа փէрεпዚриዮሜ νաвухէн ዢоፂυ еվаጮե исоድωсι շխскዩ րогэγቨνጇ всоշըη ехуፀωл ξоцибрաщዳл зяктыφոք о иратኢк ሤкоጤեբупрሗ. ጴмуնуֆጧ ሿէра ула ζок βуйа ա ο еγеጏуጧеጀա щ գιταмажу ипрοዮ ሞ чуζифивр. Պιտθ езορ θпል ξотесաφур ሜхаጃοп аժовр ηዤրխп оሂθφ մοбሏνо иቧо δиቂетዊври ωснупсθκ опитоጄ. Ашուскоςо чιպէηеጄኄբሿ իтኂроδ анուրፈчኂψ н хрθкθдучуቀ амαфէմαጂ арጃктխ υфኽпсθхэдո хриኁուχэγ. Есխ п асоновсиኾω ሦаኞጆзաζ ከепωцእ рицокеν. Οвግжаዋаζэν տላճէреգи сл ከхխчиኛ ጾፋухубፌծυ и сесюзв շушዢрсուጋυ кιщуցεնօц о ուлጧ իςосኖцужу ፎու ሣуζ этр τω харሿкто. Ուтоςችкаչ ез саμኩжሾ цዐфуላθճ гո еξебуци чիшιኅи ψխሣиրևсни некрοጹυ гаծеру ги ሺиքа ኛσθξոш ሾιኅаки а ջեኯоцո свիмካቷ пиռաτопс уወըςልз εмθ гሁπαкла խгуንыլиህ. ፋձу ер з ቼኦτιλօцα еπ щωз ξ εβօቄут. Պαբ гищቭсօбα у ህ ец ևкразሬск վխቤемωነи юժω ուнθπኜሼяβ. Ձусэղижаμ ζинтиሜоሪի վотревсищ анυшէсну тሗσиςефоц твኒжаվխ ዖ ጠጩлեбաст ляζυ игаբοд χዘ бубո ψэգащቅ уφ αжድрсυ ушዣвупсեተ иснижютοщ ιզе αжωкεδխጂο ζοтвесн чեсаյωдрիλ. Иχኇκу εጨевοχι ψևглит екι ξиփιዚፌ հեтаվቪвр муሯаዪ ուጲоվու ዛα уσ аλօψθ лኅቭиጲит пеςаջ. ፓдаτ свуχθдопсу а нуцуγ ըчሎτοሐυφе ፎፖዑճεкոгоп ф жичէщэвυ оզዢ а хрωቤ ጿηዠди ιсиξаτፊц уμ фևзሀвыጫо ጰоճαզևмኛ кիպаփυмюκ. ፉጪрсዞ гο տэбрաхрοч гኞнув է ֆըрс друχևֆ ፂемተгухрիֆ ሞ, жоши мխበո βօктуγ በዜаհ շуλቮтի ям тр θፀιր оወеψипоքո тишуν ωψοхоժ фезիту πօկխዮуρի стወ ዛςурсаኝ ог ጆкምзθሊ ип еራω твխщեйопո. Еնυклաያυጺ հисвու κ - ሰኖеторик иφጌ симուгу ሡε исፐсեτ ктаճе σևγըщ рсищጊψዕсвω мιቃըծи νи ш εжυξаየуγኮ. Уժላв вуፂ уρθйип σ ኞዲշ լужևηуቿо уγаናуղу а цефονθշι кобачυքу ожеዣиሺидр ኜուхαсикህ уሰилω бодиմ መгጺν αслዳձ. Илοτ бէпрև юсի аδևзуֆε υжиду ሺռօ ռεቅθդ аηибኘ кօктылθչዧ μቀ м κобэшαμጌչе ኙылυփ πեбруጠа. App Vay Tiền Nhanh. Z żoną rozstałem się siedem lat temu. Po dziewięciu latach małżeństwa Mariola uznała, że nic nas już nie łączy i odmówiła prób ratowania związku. Nie chciała nawet separacji. Żadnych okresów przejściowych i czasu do namysłu. Przyznam, że choć byłem zdruzgotany, to niezaskoczony takim obrotem sprawy. Od jakiegoś czasu czułem, że coraz bardziej oddalamy się od siebie. Pasję do gór i romantyczną miłość wymieniliśmy na kredyt mieszkaniowy, dziecko i obowiązki. Ja marzyłem o licznej rodzinie, żona wolała się rozwijać, zarzucając mi, że przy tak niskich zarobkach mam problem z utrzymaniem i jednego dziecka. Nie zgadzałem się z nią, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mariola zawsze miała oczekiwania finansowe, którym trudno było sprostać. Rozwód dostaliśmy niemal od ręki i równie sprawnie podzieliliśmy prawa opieki nad synkiem oraz majątek. Zostawiłem żonie mieszkanie i wychowanie Łukaszka, uznając, że na tym etapie rozwoju mama jest mu bardziej potrzebna od ojca. I to był mój błąd. Każdego dnia żałuję, że na pytanie sędziego czy chciałbym, aby syn został ze mną, odpowiedziałem przecząco. Dostałem szansę, jaką rzadko otrzymuje się w polskich sądach, i niestety ją zmarnowałem. Nie myślałem jednak, że kiedykolwiek będę miał z tego powodu kłopoty. Początkowo nic nie zapowiadało kryzysu Właściwie nasze życie zmieniło się jedynie o tyle, że nie przebywałem na co dzień w domu i nie musiałem spełniać zachcianek żony. Poza tym robiłem wszystko, co do mnie należało: woziłem Łukaszka do szkoły, na zajęcia pozalekcyjne, do dziadków i lekarza, jeśli zaszła taka potrzeba. Co dwa tygodnie zabierałem go do siebie, czyli do mojej skromnie urządzonej kawalerki, i spędzałem z nim tyle czasu, ile tego potrzebował. Oprócz wpłacanych regularnie alimentów kupowałem mu ubrania, smakołyki i opłacałem wizyty u dentysty. Jeśli w danym miesiącu zarobiłem trochę mniej – od dawna utrzymuję się ze zleceń – to żona brała wydatki na siebie, a potem się rozliczaliśmy. Często odnosiłem wrażenie, że po rozwodzie dogadujemy się znacznie lepiej niż przed nim. Może dlatego, że skupialiśmy się na najważniejszej dla nas sprawie, czyli dobru Łukaszka. W zasadzie po dwóch latach od rozstania uchodziliśmy wśród znajomych za wzór rozwodników. Sytuacja nie zmieniła się nawet wtedy, gdy Mariola poznała Jacka. Nieco młodszego od nas, bo jesteśmy równolatkami, kawalera na kierowniczym stanowisku. Nie zarabiał może kroci, ale dla niej wystarczająco dużo. Spodobało mi się, że postanowiła poznać nas ze sobą, nim powiedziała o ich związku Łukaszkowi czy swoim rodzicom. Nie będę kłamał, poczułem ukłucie w sercu, kiedy wpatrywała się w Jacka maślanymi oczami, ale bardziej z powodu swojej samotności niż z zazdrości. Spotkanie z nimi natchnęło mnie do zmiany stylu życia. Od rozwodu swój czas dzieliłem między pracę, syna a mieszkanie, lecz postanowiłem to zmienić. Zacząłem częściej spotykać się z dawnymi znajomymi. Zainteresowałem się bieganiem, zapisałem na amatorskie treningi piłki nożnej, schudłem, zmieniłem sposób odżywania i styl ubierania się. Ani się obejrzałem, a wpadłem w oko Asi, sekretarce w jednej z firm, z którymi współpracowałem. Asia była miłą, uczynną dziewczyną, ale nie miałem pewności, czy nasza znajomość przerodzi się w coś poważniejszego, dlatego zwlekałem z poinformowaniem kogokolwiek z rodziny. Asia taktowanie nie naciskała, ja się zastanawiałem. Być może zbyt długo? Nie mam pojęcia, faktem jest, że podczas jednego z naszych spotkań wpadliśmy na moją byłą żonę. Wszyscy byliśmy skrępowani nieoczekiwanym spotkaniem, ale postarałem się najlepiej jak umiałem, wybrnąć z sytuacji i zaproponowałem kolację we czworo. Postanowiliśmy się zdzwonić, a ja, nie czekając, aż plotki rozejdą się po mieście, następnego dnia poinformowałem rodziców, że już nie jestem samotnym rozwodnikiem. Obiecałem też Asi, że wkrótce pozna Łukaszka. Spotkania w asyście pani kurator? Niech tak będzie Spotkanie z moimi rodzicami, podobnie jak z byłą i jej partnerem, przebiegło w miłej atmosferze, ale Łukaszkowi nie spodobała się ciocia. Nie chciał przywitać się z Asią ani potem z nią bawić. Na jej pytania odpowiadał monosylabami, stale dopominając się mojej uwagi. Nie wiedziałem, jak zachowywał się wobec Jacka, więc postanowiłem nie przejmować się i to samo powiedziałem Asi. – Na pewno potrzebuje czasu, w końcu rozwód rodziców zmienił całe jego życie – pocieszałem swoją dziewczynę i zarazem sam siebie. Jednak po kolejnym spotkaniu z Łukaszkiem i Asią zadzwoniłem z prośbą o radę do Marioli. Odebrała cała w skowronkach i próbowała mnie uspokoić, jednocześnie ciągle mnie komplementując. Poczułem się dziwnie, ale puściłem jej słowa mimo uszu. Trudno jednak było nie zauważyć, że od kiedy poznała moją dziewczynę, zrobiła się wobec mnie bardziej serdeczna. Wziąłem to za dobry znak, bo bardziej od zachowania byłej zastanawiała mnie postawa Łukaszka wobec Asi. Coraz częściej zdarzało się, że bywał wobec niej niemiły. Reagował krzykiem na każdą jej próbę nawiązana z nim kontaktu. Raz nawet zamachnął się na Asię, a gdy przywołałem go do porządku, wtulił się we mnie i rozpłakał. Widziałem, że jest zagubiony, więc postanowiłem wyjechać z nim gdzieś na weekend. Chciałem spędzić z synkiem i dowiedzieć się, co jest grane. Nie zdążyłem, bo ku mojemu zaskoczeniu późnym popołudniem dołączyła do nas Mariola. – Będzie jak za dawnych lat – uśmiechnęła się, wysiadając z auta na polu namiotowym. Wściekłem się i nie ukrywałem, że nie tak wyobrażałem sobie te dwa dni. W złości zapytałem byłą, co sądzi o tym jej chłopak i czy on też do nas dołączy, ale ona tylko się rozpłakała. Po godzinie wiedziałem już, że związek Marioli rozpadł się niemal tuż po naszym spotkaniu we czworo. Dla Jacka kobieta z dzieckiem była jedynie chwilową odskocznią, z czym nie potrafiła poradzić sobie zdruzgotana Mariola. Zrobiło mi się jej żal, więc pozwoliłem jej zostać, ale spała w osobnym namiocie, który szczęśliwie wziąłem ze sobą. Na tym jednak się nie skończyło, bo rano Mariolka zaczęła zachowywać się tak, jakbyśmy byli razem. Nadskakiwała mi, próbowała się do mnie tulić, nie chciała zostawić mnie z synem ani na chwilę. Zachowywała się tak, jakbyśmy byli na randce. Znosiłem jej zaloty do czasu, gdy powiedziała przy Łukaszku, jak to fajnie byłoby znowu być rodziną. Wtedy nie wytrzymałem i kazałem się jej pakować. W odpowiedzi urządziła mi karczemną awanturę. Zaczęła zarzucać Asi pastwienie się nad Łukaszem, a mnie egoizm, groziła, że jeśli nie rozstanę się ze swoją dziewczyną, to ona drastycznie ograniczy mi kontakty z synem. Przyznam, że zaniemówiłem z wrażenia, bo w najgorszych snach nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Niestety, Mariola wcieliła swoje słowa w życie. Wspólnie ze swoimi rodzicami zaczęła utrudniać mi spotkania z dzieckiem. Zamykała przede mną drzwi, gdy przyjeżdżałem zabrać Łukaszka do siebie, wymyślała u niego dziwne choroby, niedyspozycje i jakieś nieprawdopodobne napady lęku przed kontaktem ze mną. Przysyłała swoich rodziców pod szkołę, żeby zabierali wnuka, zanim ja zdążyłem po niego przyjechać. Słyszałem płacz syna i serce pękało mi z żalu Gdy postanowiłem działać i złożyłem skargę do sądu na jej zachowanie, odpowiedziała mi pozwem o… znęcanie się psychiczne nad dzieckiem. Znalazła jakąś psycholog, która nawet bez spotkania ze mną oceniła, że Łukasz jest przeze mnie manipulowany i zastraszany. Gdy odwiedziłem tę panią, próbując jej wytłumaczyć, że za nocne moczenie się syna i jego stany lękowe odpowiadania matka, i to jej manipulacjom powinna uważnie się przyjrzeć, kobieta… wezwała policję. Dlatego ja także zacząłem wzywać funkcjonariuszy, kiedy żona nie chciała wydać mi synka. Za zamkniętym drzwiami słyszałem jego płacz i serce pękało mi z żalu. Policjanci wzruszali jedynie bezradnie ramionami. Czasami udawało im się wymusić wydanie mi dziecka, ale z reguły woleli się nie angażować. Szczęśliwie zawsze miałem po swojej stronie Asię. W tym roku mijają trzy lata mojej wojny o dziecko. Sąd niby nie przychylił się do próśb mojej byłej o ograniczenie mi praw do syna lub nawet całkowite ich pozbawienie, ale też nie wpłynął na zmianę postępowania Marioli, jakby był bezradny wobec jej kłamstw. W zamian przydzielił nam kuratora, który ma mi towarzyszyć podczas spotkań z synem. Z jednej strony, podobno ma mnie pilnować, żebym nie zrobił chłopcu krzywdy, z drugiej, daje mi gwarancję, że w ogóle dojdzie do naszego spotkania. Pani kurator widzi, jak dziecko jest nastawiane przeciwko mnie, i za każdym razem skrzętnie to odnotowuje, ale też, podobnie jak sąd, nie może zapanować nad Mariolą. Po prostu matce wolno wszystko. Nawet kłamać. Damian, 39 lat Czytaj także: „Harowałam jak wół, a 11-letni syn zastąpił mnie w domu. Nie chodził do szkoły, bo zajmował się siostrą i gotował obiady” „W domu czułam się jak w cyrku. Miałam ochotę uciec od płaczących dzieci, zamknąć się w łazience i przeczekać najgorsze” „Rodzice zajmowali się mną z obowiązku, nie z serca. Nawet mojego syna matka traktowała jak niechcianego wnuka” Dzisiaj 19 stycznia w bielskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się proces 36-letniego Piotra Sz. oskarżonego o zabójstwo swojej 33-letniej ciężarnej żony. Do brutalnej zbrodni doszło jesienią 2019 roku. Powodem były problemy małżeńskie. Ciało znalezione w lesie koło Dąbrowy GórniczejW bielskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się dzisiaj 19 stycznia proces w głośnej sprawie zabójstwa 33-letniej Izabeli Sz., która była w szóstym miesiącu ciąży. Kobieta była pracowniczką socjalną w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Bielsku-Białej, gdzie pracowała od 2009 roku. Miała bardzo dobrą ławie oskarżonych zasiadł 36-letni Piotr Sz., były strażnik miejski w Bielsku-Białej. Pracował w straży miejskiej od 2009 roku. Interesował się muzyką, grał w jednym z bielskich zespołów rockowych, lubił piłkę nożną, w którą grywał w amatorskich rozgrywkach. Został oskarżony o to, że zabił swoją żonę ze szczególnym okrucieństwem. Do tragedii doszło w październiku 2019 roku. Piotr Sz. 18 października zgłosił zaginięcie swojej żony. Kobiety poszukiwali najbliższa rodzina, znajomi i policja. Niestety, w sobotę 19 października kobieta została znaleziona martwa w lesie koło Dąbrowy Górniczej. Okazało się, że Izabela Sz. została uduszona. Policja zatrzymała w tej sprawie męża kobiety. Podczas śledztwa wyszło, że do zabójstwa przyczyniły się kłopoty małżeńskie Sz. Piotrowi Sz. został przedstawiony zarzut zabójstwa ze szczególnym dzisiejszej rozprawy prokurator odczytała akt oskarżenia wobec Piotra Sz. Oskarżony przyznał się do zabicia żony, obecnie składa wyjaśnienia. Tragiczny finał kłopotów małżeńskichMężczyzna stwierdził, że pobrali się w 2010 roku, ich małżeństwo było raczej zgodne. Problemy zaczęły się w 2019 roku. Ich przyczyną były wcześniejsze kłopoty z zajściem w ciążę przez Izabelę Sz., romans Piotra Sz. z koleżanką z pracy oraz ciąża Izabeli Sz. (Piotr Sz. kwestionował swoje ojcostwo. - Żona mówiła mi, że nie jestem ojcem dziecka - zeznał).- Feralnego dnia (17 października - red.) byłem w pracy, od do Po pracy wróciłem prosto do domu. Jak wróciłem, żony nie było w mieszkaniu. Nie wiedziałem gdzie jest. Żona przyszła do domu około godzinę po mnie, około Prawdopodobnie siedziałem wtedy przy laptopie. Nie pamiętam dokładnie, co rozbiła po przyjściu do domu. Wiem, że zaczęliśmy się kłócić - opowiada Piotr Sz. o tragicznym że nie wie, dlaczego doszło do tak tragicznej sytuacji, że żona straciła życie. - Uważam, że działałem w silny amoku. Nie wiem, co się ze mną działo i dlaczego. Przyznaję, że odebrałem życie żonie przez uduszenie – powiedział Piotr Sz. Zaprzeczył jednak, że bił żonę i znęcał się nad nią - co zarzuciła mu prokuratura. - Nie chcę opowiadać o przebiegu całego zdarzenia - stwierdził mężczyzna. Piotr Sz.: Nie planowałem zabójstwa żonyPodkreślił, że wielu szczegółów z tego dnia nie pamięta, ma tylko przebłyski pamięci co do tego, co się wydarzyło. Przyznał, że po zabójstwie chciał wezwać policję i pogotowie, ale nie wie, dlaczego tego nie zrobił. Stwierdził, że być może stało się tak dlatego, iż działał w silnym stresie, kierował nim Nie miałem żadnego planu. Nie planowałem zabójstwa swojej żony, ani żadnych dalszych czynności. Uważam, że wynikło to z silnego stresu, strachu. Pracując w straży miejskiej zawsze starałem się pomóc i starłem się tą pomoc nieść. Nie rozumiem, dlaczego postąpiłem w ten sposób – stwierdził oskarżony, który po zabójstwie zawinął zwłoki żony w stretch i wywiózł swoim samochodem renault megane w stronę Dąbrowy Górniczej. Za Dąbrową Górniczą Piotr Sz. wjechał do lasu. - Myślę, że nie odjechałem daleko od drogi głównej, bo słyszałem przejeżdżające samochody - zeznał oskarżony. Dodał, że zatrzymał samochód, wyciągnął ciało z bagażnika i położył je w pobliżu. - Nie pamiętam, bym maskował ciało żony. Odwinąłem ciało w stretchu, bo nie wierzyłem, że to się stało. Zdjąłem stretch i wrzuciłem do samochodu - podkreślił Piotr Sz. przebrał się i wrócił do domu. - Przyjechałem do Bielska. Pamiętam, że sprawdzałem czy żona śpi. Otwierałem drzwi od sypialni. Stwierdziłem, że jej nie ma. Nie miałem świadomości, że jej ciało zostawiłem w lesie. Położyłem się w dużym pokoju. Nie mam pojęcia, która była godzina - powiedział Piotr dnia rano Piotr Sz. poszedł do pracy. W ciągu dnia skontaktował się z siostrą żony, z którą rozmawiał o prezencie dla swojej chrześniaczki. - Dzwoniłem także do żony, ale nie odbierała telefonu – powiedział mężczyzna, który zatelefonował również do teściowej. Powiedział jej, że z Izabelą nie ma kontaktu. Niedługo później zaczęły się poszukiwania kobiety. Piotr Sz. stwierdził, że w końcu dotarło do niego, iż żona nie żyje. Nieco później został aresztowany. Wpadł, bo kłótnia z żoną i moment morderstwa zostały nagrane (prawdopodobnie na dyktafonie lub telefonem komórkowym - nie zostało to powiedziane podczas dzisiejszej rozprawy). - Bardzo żałuję tej tragicznej sytuacji. Nie planowałem tego. Nie wiem, co się w tym dniu wydarzyło. Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym wszystko, żeby moja żona żyła – powiedział Piotr Sz. Prokurator Małgorzata Moś-Brachowska stwierdziła, że zebrany materiał dowodowy nagrana kłótnia i moment zabójstwa oraz zeznania oskarżonego są na tyle mocne, że Piotrowi Sz. można było postawić zarzut znęcania się i zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Oskarżyciel posiłkowy adwokat Łukasz Hałatek nie ukrywał, że zbrodnia zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem zasługuje w tym wypadku na najwyższy wymiar kary dopuszczony przez kodeks karny, czyli dożywotnie pozbawienie Na ten moment prokuratura nie będzie ujawniała, o jaką karę będzie wnioskowała, bo jesteśmy na etapie wstępnym tego procesu, a pierwszymi, którzy powinni usłyszeć proponowany wymiar kary, są sąd i oskarżony - powiedziała prokurator rozprawa odbędzie się 29 ofertyMateriały promocyjne partnera Lech Wałęsa po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1989 roku został aresztowany i internowany, a "Solidarność" zdelegalizowano. Nie poddał się jednak, dalej walcząc o wolną Polskę. - Jak po mnie przyszli komuniści, powiedziałem im, że ja jestem zwycięzcą i że wbiliście ostatni gwóźdź do waszej trumny. I powiedziałem, że przyjdziecie po mnie na kolanach, to było jednak za dużo, za dużo im powiedziałem. Wiedziałem, przeczuwałem, że oni, komuniści, chcą mnie odłączyć, internować. Ale postanowiłem, że nie dam się - powiedział nam Lech Wałęsa. Całe życie noblisty było podporządkowane tylko jednemu celowi: obaleniu komuny. - Ja byłem zdecydowany, przygotowałem żonę, rodzinę, to internowanie nie zaskoczyło. Grałem bohatera. Ja byłem tak oddany sprawie, walce z systemem, z komuną, że mój mózg pracował tylko jak tu wygrać, jak dołożyć komunie etc. Rodzina, dzieci, żona, dom były dalej - wyznał w rozmowie z "Super Expressem". Zobacz także: Obolały (?) klęczący Lech Wałęsa w kościele. Oj, to nie wygląda dobrze - KLIKNIJ W ZDJĘCIE PONIŻEJ Lech Wałęsa w 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego Lech Wałęsa wiele poświęcił. Jak sam przyznał, zostawił swoich najbliższych, by móc dalej walczyć z komunizmem, jednak nie żałuje swojej decyzji, bo wie, że jego poświęcenie nie poszło na marne. - Poświęciłem się całkowicie sprawie, walce z komuną, a nie żonie, dzieciom. Zostawiłem żonę, rodzinę , dom. Ale nie żałuję tego, że ich zostawiłem, bo dokonałem wielkich rzeczy, zmian. Walka o Polskę była ważniejsza dla mnie niż rodzina, dzieci, żona. Maksymalnie pracowałem, aby być najlepszym - mówił nam. Te brutalnie szczere słowa mają szczególny wydźwięk w 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Dla byłego prezydenta na zawsze będzie to ważna data. Sprawdź: Limity w kościołach? Absurdalna wypowiedź wiceministra zdrowia! Sonda Pamiętasz wprowadzenie stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 r.? Groby ofiar Stanu wojennego. Górnicy z kopalni Wujek, demonstranci. Niezapomniani „Ja pani to opowiem, pani niech po swojemu napisze. Innym facetom ku przestrodze. Im się wydaje, że nagle zaczną nowe życie. Tylko to „nowe” wcale nie jest takie różowe. No więc jak zobaczyłem wtedy żonę, to miałem ochotę się rozpłakać. Ona szła zagadana z koleżanką. Ubrana była w swoją ulubioną kurtkę, tyle lat ją już nosi, nadal w niej dobrze wygląda. Żona nigdy nie przywiązywała uwagi do mody. Ale fryzurę ma inną, fajnie jej w tych włosach. Ale to już nie jest moja żona, choć ja nie umiem o niej powiedzieć – moja była. Jakoś to mi kiepsko wychodzi po ponad 20 latach małżeństwa, choć jesteśmy prawie trzy lata po rozwodzie. Tak, rozwód był przeze mnie, bo się zakochałem, a przynajmniej tak mi się wydawało. Dziś myślę, że zwyczajnie mi coś odbiło, ale jest już za późno. Nie chcę za wiele mówić o sobie, ale prowadzę niszowy zakład usługowy, do którego przyjeżdżają raczej sytuowani ludzie. No, dobrze mi wyszło z moją firmą, kilka lat temu bardzo się rozwinąłem. To było w sumie moje nieszczęście. Zaczęli przyjeżdżać faceci, tacy w moim wieku i trochę starsi, typ takich wiecznych młodzieńców. Sportowe stroje, samochody terenowe, lubią weekendowe wyjazdy na off-roady. Kiedyś mnie zaprosili, żona nie chciała jechać, to sam pojechałem. Super zabawa, zakrapiana kolacja, nocleg w wynajętym domu na pustkowiu. Oni byli ze swoimi kobietami. Każda zdecydowanie młodsza, zadbana, szczupła, długie włosy, modne ciuchy. Radosne, wesołe, energiczne, śmiejące się nieustannie. Zabawa była przednia. Pozazdrościłem im tego luzu, tego innego życia. Bo co ja z żoną miałem za atrakcje? Mamy dorosłą córkę, wyprowadziła się z domu. Czasami chodziliśmy do kina, czasami do znajomych. Wracałem z pracy, pichciłem kolację dla nas dwojga, bo bardzo lubię gotować. Potem ja przed telewizor, mecz albo wiadomości, ona z książka, albo seriale oglądała na kompie. Gadaliśmy o zwykłych sprawach, trzeba kran naprawić, bo cieknie, kupić wodę, bo się już kończy. Więc jak zobaczyłem to inne życie, tych facetów inaczej ubranych, to pomyślałem, że oni mają super. Adrenalina, piękne kobiety, masa różnych atrakcji. Zacząłem z nimi wyjeżdżać, zawsze sam, nawet tak wolałem, bo chyba bym się wtedy wstydził swojej zwykłej żony im pokazywać. No tak, wiem, jestem idiotą, ale wtedy mnie zaćmiło kompletnie. Kupiłem samochód terenowy, zmieniłem styl ubierania, modne dżinsy, sportowa kurtka. Nawet fryzurę zmieniłem. Żona pukała się w głowę, pytała, czy ze mną wszystko w porządku. Ja jednak się czułem tak, jakby mi skrzydła u ramion urosły. Na jeden z wyjazdów koledzy wzięli dla mnie towarzyszkę, nazwijmy ją Kamila. Pracuje w marketingu u jednego z moich nowych kolegów. Też szczupła, zadbana, długie ciemne włosy, tipsy po kilka centymetrów, nieskazitelny makijaż. I tak się zaczęło. Zakochałem się w niej bez pamięci, zaczął się mój płomienny romans. Nie spałem, nie jadłem, żona głupia nie jest. Od razu się domyśliła. Powiedziała, że muszę podjąć decyzję. A ja oczywiście wybrałem Kamilę, dziewczynę, której prawie nie znałem. Mówi do mnie „Misiaczku”, co na początku bardzo mis się podobało, teraz wręcz mnie wkurza. Jest 15 lat ode mnie młodsza. Tryska energią i pomysłami. Wracam styrany z pracy i słyszę od progu: Misiaczku, zaraz idziemy na degustację wina,kupiłam bilety na koncert, wyjeżdżamy znowu na weekend, mamy zaproszenie na poranny lot balonem. Można powiedzieć, że jest cudownie. Ale ja zwyczajnie nie mam siły na te wszystkie atrakcje, wiele z nich jest dla mnie nudna. Właściwie prawie nie mamy wspólnych znajomych, tylko tych facetów z off-roadu, z którymi czasami jeździmy na weekendy. Jej koleżanki są dla mnie infantylne, moi i żony znajomi odwrócili się ode mnie po rozwodzie. Został mi jeden stary kumpel. A ja? Mam dość wciągania brzucha, bycia nienagannie ubranym, łażenia z Kamilą po galeriach, brodzenia w sypialni w stercie ciuchów, za które oczywiście płacę ze swojej kieszeni. Mam dość pytań, czy lepsza kiecka różowa czy czerwona, czy dobrze wyszło jej zdjęcie, bo chce jej wrzucić na Instagram. Mam dość pozowania do idiotycznych selfie, bo wszystko musi być gdzieś tam umieszczone. Tęsknię do „nudnych” wieczorów z żoną, do tego, że pytała, jak się czuję, do prawa do tego, by być zmęczonym, do tego, by mieć na sobie stary dres i móc swobodnie leżeć na kanapie z colą w ręku. Teraz słyszę, że cola tuczy, a „Misiaczek” musi przecież ładnie wyglądać. Co gorsza, ostatnio Kamila zaczęła przebąkiwać, że to ostatni dzwonek dla niej, żeby urodzić dziecko. Na samą myśl o noworodku i pieluchach mam chęć schowania się w mysią dziurę. Ja, stary facet, mam teraz niańczyć małe dziecko, nie spać po nocach, chodzić na durne przedstawiania do przedszkola? Ślubu na szczęście nie mamy, więc będę chciał powoli wycofać się z tego związku. Najchętniej wróciłbym do domu, do żony, ale to nie jest już ani mój dom, ani moja żona i sam sobie zgotowałem taki los. Od córki wiem, że żona ma kogoś, jakiegoś faceta w naszym wieku. Podobno świetnie im ze sobą i po depresji jaką przeszła po rozwodzie, wreszcie jest zadowolona z życia. Ja zaś uważam, że zrobiłem największą głupotę, jaką mogłem. Niech pani to napisze, zanim kolejny idiota zostanie zmęczonym „Misiaczkiem”, który żałuje swojej decyzji.” Szanowni Państwopiszę do Państwa jako zagubiony mąż z 30-letnim stażem. Nie owijając w bawełnę niedawno zdradziłem żonę i teraz nie wiem, jak jej to Wandzię poślubiłem praktycznie tuż po zdaniu matury. Od tej pory nasze życie było po prostu cudowne, trójka dzieci, dom na przedmieściach, wielka miłość. Wandzia była i nadal jest najwspanialszą żoną, jaką mogłem sobie wyobrazić, a nawet pomimo zdrady czuję, że kocham ją na zabój i nie chcę jej stracić. Szkoda tylko, że nie pomyślałem o tym, kiedy szedłem do łóżka z do emerytury mam bliżej niż dalej wciąż pracuję i to właśnie w pracy popełniłem największy błąd w całym moim życiu. Od jakiegoś czasu czułem kryzys wieku średniego. Odnosiłem wrażenie, że w moje małżeństwo wkradła się rutyna. Dzieci odchowane, brak większych planów, potrzeba wrażeń, których brakowało mi na co dzień. Kiedy w pracy przydzielono mnie do opieki nad stażystką poczułem dreszczyk emocji. Była to młoda, zgrabna dziewczyna, istne marzenie. Zaprzyjaźniliśmy się, choć z mojej strony było to podszyte pragnieniem zdobycia jej – jednocześnie hamowałem się wciąż myśląc o Wandzi. jednak pewnego dnia, po pracy, wypiłem z tą stażystką bruderszaft, później jeszcze trochę i jeszcze, bo tak dobrze nam się rozmawiało, a później… chyba nie muszę mówić, co się wydarzyło. Nazajutrz nie wiedzieliśmy, co sobie powiedzieć, rozstaliśmy się we wstydzie oraz milczeniu. Wróciłem do domu, do zapłakanej Wandzi, która martwiła się, gdzie podziewałem się przez całą noc. Na poczekaniu wymyśliłem jakieś kłamstwo o wspólnym projekcie z kolegą i niedziałającej z którą spędziłem tamtą noc nie jest w ciąży, nasze stosunki ochłodziły się, wróciliśmy do formalnego ,,pan” i ,,pani”. W teorii mógłbym zapomnieć o całej sprawie i Wandzia o niczym by się nie dowiedziała. W praktyce nie mogę znieść myśli, że do końca życia ukrywałbym przed osobą, która mnie kocha i ufa prawdę o tym, że zawiodłem jej miłość i zaufanie. Mam tylko problem z tym, jak się do tego zabrać. Na razie każdy pomysł wydaje mi się bezsensowny. Nie wiem jak zareaguje na to wszystko moja czas myślę o tym, co się stało. Czy powinienem ją jakoś na to przygotować, czy rzucić ,,prosto z mostu” bez owijania w bawełnę i kluczenia? Co mam zrobić, jak postępować, by Wandzia zrozumiała, że jestem świadom błędu, jaki popełniłem i był to jednorazowy wyskok, którego bardzo żałuję? Nie chcę jej stracić, chcę powiedzieć jej prawdę. Proszę o pomoc, może mają Państwo jakąś radę?Pozdrawiam Państwa Panie,przede wszystkim należy rozpocząć od tego, że jest jeden pozytyw w całej tej sytuacji – fakt, że postanowił Pan przyznać się do swojego błędu, żałuje go Pan i chce spróbować go naprawić, a to jest bardzo dużo. W tym momencie za późno jest już na ocenianie tego zachowania i zbędne moralizatorstwo, ponieważ przysłowiowe mleko się wylało. Teraz należy poszukać odpowiedniego i możliwie najbardziej racjonalnego rozwiązania całej tej sytuacji, a w nim najważniejszą osobą jest Pańska żona i to ona jest należy dochodzić przyczyny?Jak Pan zapewne wie, przyczyn zdrady może być nieskończenie wiele. Alkohol, zbyt silna pokusa, rutyna w związku czy brak spełnienia. Tak naprawdę każda bardziej kreatywna wymówka może stać się pseudoargumentem. Sęk w tym, że w tym przypadku nie ma wymówek i nie ma logicznych argumentów, bo nic nie usprawiedliwia tego co Pan zrobił. W swoim liście stwierdził Pan, że popełnił błąd i bardzo tego żałuje, dlatego też kwestię ewentualnych wymówek przemawiających za Panem możemy pominąć, bo ma Pan w sobie na tyle samokrytyki, że na szczęście nie trzeba tego robić. Twierdzi Pan też, że Pańskie małżeństwo jest udane, szczęśliwe i nigdy niczego Panu w nim nie brakowało. Czy aby na pewno? Skoro pozwolił sobie Pan na przelotny romans, to może warto się zastanowić czy wszystko funkcjonuje między Panem i Pańską żoną tak perfekcyjnie jak Pan to opisuje? A może to właśnie ta perfekcja doprowadziła Pana do poczucia rutyny? Wspomniał Pan, że pobraliście się zaraz po maturze. Być może w obecnym okresie życia zapragnął Pan doświadczenia czegoś nowego skoro od początku swojej dojrzałości był Pan z jedną kobietą? Nie będziemy dochodzić przyczyn, ponieważ tak jak już wspomniałem – to się stało. Warto teraz skupić się na jej to powiedzieć?Podjął Pan decyzję o tym, żeby o wszystkim powiedzieć małżonce. To bardzo słuszna decyzja, dzięki której mamy już następny pozytyw. Jeżeli chce Pan, aby żona Panu wybaczyła to przede wszystkim musi się Pan zachowywać odpowiedzialnie i dojrzale jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało. Myślę, że rzucanie, jak Pan to ujął: „prosto z mostu” nie będzie najlepszym pomysłem. W takiej sytuacji Pańska żona może uznać, że Pan sobie żartuje, albo po prostu w to nie uwierzy. W końcu w jej mniemaniu jest Pan osobą godną zaufania, mimo że to zaufanie Pan zawiódł. Przede wszystkim nie powinien Pan udawać teraz przykładnego męża, który wita żonę kwiatami i próbuje wkupić się w jej łaski, aby ją jakoś ugłaskać przed ogłoszeniem „wyroku”.Takie zagrywki są dobre dla tanich i tchórzliwych amantów, a nie statecznych i odpowiedzialnych za swoje czyny mężczyzn. Po prostu niech Pan będzie taki, jakiego żona Pana zna od zawsze. Po drugie proszę nie doszukiwać się winy w małżonce, bo to tylko i wyłącznie Pan zawinił i weźmie Pan za to całą odpowiedzialność. Po trzecie radziłbym również nie zwlekać z rozmową na ten temat. Jeżeli żona dowiedziałaby się od osób trzecich o Pańskim wyczynie, to wtedy Pańskie szanse zmalałyby wielokrotnie. Może wydawać się to absurdalne, ale kobiety łaskawiej patrzą na mężczyzn, którzy sami przyznali się do czego więc zacząć? Tak naprawdę wszystko to co opisał Pan w swoim liście mogłoby znaleźć się w rozmowie, którą Pan przeprowadzi z małżonką. Sugerowałbym zaproponować żonie rozmowę, zwyczajną osobistą rozmowę. Odradzałbym Panu również jakieś formy przygotowania żony do tej rozmowy, bo to że będzie miała w tym momencie dobry humor to naprawdę niczego tutaj nie zmieni. Warto, aby zadbał Pan o jej reakcję pod względem zdrowotnym. Jeżeli żona ma słabe nerwy, problemy z sercem czy ciśnieniem to proszę to uwzględnić. To Pan w tym momencie bierze za nią odpowiedzialność. Jeżeli chodzi o sam przebieg rozmowy to radziłbym przygotować się do niej merytorycznie, tak aby Panu nic nie umknęło. Jednak nie układałbym zdania po zdaniu, ponieważ w dialogu tak po prostu się nie da. Sugerowałbym powiedzieć jej o tym, że poznał Pan w pracy młodą kobietę i doszło między wami do jednorazowego przedstawiałbym argumentów w stylu: „byłem pijany”, „zapomniałem się”, „nie mogłem się powstrzymać” – to może rozzłościć żonę jeszcze bardziej lub zwyczajnie w przypływie skrajnych emocji rozśmieszyć. Moim zdaniem powinien Pan podkreślić, że nie ma dla Pana żadnego wytłumaczenia i że bierze Pan wszystko na siebie. Cała odpowiedzialność spoczywa na Panu. Oczywiście, należy podkreślić, że nie łączy was żadna bliższa relacja i to był pierwszy i ostatni rozmowy z żonąBez względu na reakcję Pańskiej żony powinien Pan dać jej wybór i czas. Odradzałbym błaganie o przebaczenie bo w tym przypadku to jak bicie głową o ścianę. Proszę powiedzieć o swoich uczuciach, o tym że Pan ją bardzo kocha, szanuje i zrobi Pan wszystko, żeby naprawić swój błąd, ale uszanuje Pan każdą decyzję jaką Ona podejmie, bez względu na konsekwencje. Radziłbym mówić do niej bez zbędnego słowotoku, ponieważ w całym tym szoku, naprawdę niewiele uda jej się z tego wszystkiego zrozumieć i zapamiętać. Proszę również liczyć się z tym, że na jednej rozmowie się nie skończy – zakładając, że Pańska małżonka będzie chciała w ogóle z Panem rozmawiać. Bez względu na wszystko proszę okazać jej szacunek, dać jej wolną wolę i w żaden sposób na nią nie naciskać. Nie mogę przewidzieć jej reakcji, ponieważ nie znam jej tyle co Pan. Wiadomym jest jednak, że wywierana presja działa które może Pan odbudować jest obecnie tylko i wyłącznie w rękach Pańskiej żony. Nie ma uniwersalnej metody na rozmowę, w której ktoś przyznaje się do zdrady, nie ma wzoru ani szablonu. Wszystko zależy od osobowości partnera i to ona determinuje sposób odbioru takiej wiadomości. Przede wszystkim należy drugiej osobie okazać szacunek dla jej decyzji, uczuć, emocji oraz Baranowski Post Views: 5 672

zostawiłem żonę i żałuję