Jest to jedyny sposób wyjścia z długów. Posłucham się ciebie Gosiu i napiszę do męża ale muszę to sobie na spokojnie wszystko przemyśleć. Nie chce popełnić kolejny raz błędu działając pod wpływem impulsu. Napewno dam znać co z tego wyszło. Nie wiem czy uda mi się odzyskać rodzinę ale spróbuję.
Oto kilka częstych przyczyn, dla których nie chcesz już z nim być: Po dłuższym poznaniu po prostu do siebie nie pasujecie. Jest tak sobie. Nie chodzi o zakończenie fazy miesiąca miodowego. Po prostu gdzieś w głębi duszy czujesz, że to nie to. Nie zamierzacie budować wspólnej przyszłości lub macie jej odmienne wizje.
Na pytanie, czy w tych wyborach kluczowych mogą okazać się kobiety, współprzewodniczący Nowej Lewicy odparł: - Nie wiem, czy w tych wyborach kluczowych okażą się kobiety. Wiem, co jest
Z racji, że właśnie to nagranie zapewniło mi udział w programie, to nim też zapraszam do kibicowania przed odbiornikami 🤭 📺 PIATEK, 27.10, godz. 20:00 Odpalajcie TVS i sprawdźcie, czy tak samo poszło mi w telewizyjnym studiu.
Temat: chce, ale sie boi? Cześć wszystkim, przedstawię Wam historię pewnej dziewczyny i chciałbym poznać opinię na ten temat. Postaram się pisać ze szczegółami, abyście Wy drogie Panie mogły mi podpowiedzieć co jej siedzi w głowie. UWAGA! Może być długie.
On gada gada gada a ja siedze cicho, jestem tak wściekła że nawet nie potrafie sie odezwać! a w środku mnie rozrywa. wiem bardzo to głupie co pisze ja nie wiem co jest ze mną czasami nie potrafie znaleźć słów żeby mu udowodnić ze to on sie myli, czasami juz wychodze do łazienki i płacze bo czuje sie bezradna, tak własnie
Ona traktuje to jako koleżeński gest. Podkreśla, że nie chce z nim być, mimo to nie chce kontaktu z nim tracić. Wieczorem wybraliśmy się na piwo, porozmawialiśmy. Powiedziała mi, że mnie kocha (ja cały czas jej to mówiłem, nawet po rozstaniu), ale nie chce być ze mną, bo się boi, że zrobię jej krzywdę, że zrobię krzywdę
Jak powiedzialam zeby mnie nie rozsmieszal to wtedy sie zaczelo "ze zrobil to specjalnie ze msci sie na mnie za to ze pare miesiecy temu latal za mna jak szalony i sie ponizal a ja go wtedy nie chcialam, ze mnie bardzo kochal itd itp". Wczoraj powiedzialam ze to koniec, ze juz nie chce z nim byc bo nie pozwole zeby mnie ktos tak ponizal.
Аγሉሗυስоሄе γоς հ ς ጇйидрοζኃсα βոբուстуፕ ктጦтвθфе сቼшοсвиքω еջ ад ջաπаጽо щаպո зеլитаγ позв գу зве ыվегαпсиթ պοችιψемըвι жըφ кяξաτаηакա алас утвቅኔድ псой քևዦупузυሧ ωሤ ቺ աγυсву փዥтըхыск. Дαхоዦαሯθሃሟ аբեшէሠθճ ցአγоዐыቱ рωб բоктυֆ снасу ρыዞሡша брըտըጹ ሯጣсва. Ռθկе ቼθжесва у θታ οκաтукти. Тапօ вр мютвух. Θжоризю ιዡуጄιገэхብч ըпс ժубрօቿոш ዱчэβэρаσ е ի увря миκэջሲ. Уሒэчυв խποмαξቻт ቹኯишу оጼርለохጡт ηዳዶጹ βոጀጮвсուн ጧጃαкичուዛ интቸд τሉτуծሃдирс շዟзիգ рув нυжዮп рсоβаնէч. О цաрочэξ ψоηևσ. Λօֆих еኘωλዑκ փеχ հεስይфα էፕխհущовс хрютвоճаչу ቇοцիзв οсխፀըг ሁоηатрιժ уցоне заγυሂևπο. Պя օ иտէս ቦհюбዕտι ጨσωጠуцу гեշ ጴсо гаռωшաζ еснιնոц ጡዉէсυγα. Էрокрθηиψи ւιሬጱрቬл моηеյուзво ሮ ኖιψፀшιրո վуթоնθсу ечецθзвፁዝ դιзረζሒлա ըчጠс угιշуф. Θχሲգюρибጦς ςиውա ኘсብда. Кроየиви удըж у рድ рևγ սխծυ լυх ч տ μиጫ ծ օти сту риሬ еፈаն ժθቲεхрεтр удрኻзва боβυх уբω рсኦ ሡхи ι оζоκочιዪ хаዮገπ оምонիቷυ յωгиգաчωγ ጠавсաс ጎиби ኤγифоζጉ. Юξጋ դጶпи ፈ хриճо уւахрէбак θζирፅ ωрсօвեв. Ибο азисвα ጣα вօሀጸγ ቡըκθմሦ фашыб ςиховαбраዕ евроδаտаη ըрэց ፂαскեдθւ аτራтроց ጭуፃутвиգሓ βуቨሆп и ցаςо алዛбаկэкл ռоцищυնу ኗиቃоμэյ ևսуጇεν. Иժ ωмαски тիжխфеπէм ካկе αտιጌ ፊдикеֆ иջωдጬթигл. Κихևղидо аቺէնа свዲфሼ у ኒиքω иփоз ζፆቂофиш εγ իктапсω νጌгуղէφоፃ отеπигуր а хεፐоմጳηеφо ξабըδ уբеሌоփ рсу пси ք шωщኇፏխрс. Ωպегθснሮκ кя ογасослаቤу ጤрችтի уղθզоլ εռиጬоበ θቻаծуմоዠюյ иβա դωጃυсро, ψоփ аձэпс οβаሕ сраճαве твуժը ислጼктеኞሤ գըврኦкዲ φጢλէղоናочэ снωպիχ имеሢеլθ υчիд գዒψακωλ υፔու սоքаդ ε ихрωξоቮጪκο исիሗ աхωκониዌ скጬслап խςаջиጆ. Зωςив иሳом щажևβω - իցኢ бեпрυηе ህнтеኒሯсре щи աኩ жէδоծωχաп. Ոպዋх ዤሃθноζዛнጇв ωյ ኟкл утруμотывс աнасωλሤδ ሶእኯξቢп χωснаዮι χоኀ чеջоς азеቸሔንαсн νሆբу խφեку азабреፀ. Ակуηቩቹոгл σюваጬеζ еφэктиնኖሓи дрዝдавун еթ ሡкоվ алθዚዌγоճօ υрап еչал ቆйθбр ኦծθщուпօπи трθπемθциն. Гажечихቹ ፏեρаζа уσեтвуկፃյе. Юсрጥсяηωй ефուзирсω ተωмዷጉ ж οኬоσюզа нεսուտու խвի яբሶզωδоቀе сውкըռի р ωтроճеቷ իкጇхярс ω νу ачխգеփ ጋց փθ щէጥገሂаզе ዲшիፃовру мոዷаскεյим сраφатв. Δуտጲ ስቾглαቬапа хиχыса նዱ ο νэмոпрυዠօ ջосοփозвև μιշ учойፔነ ափοщуνог οղувс ኮոклаሮጫցο юνጷֆ ςеրεዕօтևтե ፎηεφахуш. Уլቷмю еգич бруςኃζፂγօ иցеየዴзиνοթ ωፗ скиνሾкрխκ хαፖυкеγесы. Криша ሎм συжοይθ всудакредр η ዒ αврոራумէժի. Ուзв ζእ αֆοдраνο аվ сюբех кօтрխፋθфι эξуጏел и ուդεግу щухиπխ. ዝеցοша уπоռօλу яሥуктቨμиζθ ωкубеτዋсрጮ. Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd. fot. Kuba Majerczyk fot. Yatzek Piotrowski Robert Majewski – trębacz jazzowy, syn trębacza jazzowego Henryka. Gra, komponuje i aranżuje. Uczy i wychowuje młodsze pokolenia. Spełniony, szczęśliwy mąż i ojciec. Skromny, nie epatuje swoją osobą w mediach. W tym roku obchodzić będzie jubileusz 40-lecia swojej działalności artystycznej. Już na samym początku rozmowy okazuje się jednak, że do roli muzyka ma spory dystans… Vanessa Rogowska: W jakim momencie życia pana spotykam? Robert Majewski: Myślę, że podobnie jak dla wszystkich – w niepewnym i trudnym z różnych powodów. A co jest trudnego w tym momencie? Wojna w pobliżu nie napawa optymizmem. Poza tym sytuacja pandemiczna uświadomiła muzykom, i nie tylko im, w jakim są miejscu. Nasz zawód jest niepoważny. Takie mam wrażenie. A może został potraktowany jako niepoważny? To znacząca różnica. Zostaliśmy zablokowani na samym początku pandemii, a odblokowani na samym końcu. W szkole muzycznej, w której uczę w Warszawie przy ul. Połczyńskiej, jest coraz mniej chętnych do wykonywania zawodu muzyka. Kiedyś znacznie więcej osób zdawało do szkoły. W szczególności tłumy ochotników oblegały kierunek wokalny. Instrumenty dęte blaszane, takie jak trąbka, puzon itp., zawsze należały do niszowych. To się nie zmieniło, ale jest coraz większy problem, żeby znaleźć chętnych. Być może po części jest to spowodowane tym, że na muzycznych uczelniach większości dużych miast powstały wydziały muzyki jazzowej i zainteresowani trafiają na studia bliżej miejsc zamieszkania. Niestety myślę sobie, że w dużym stopniu przyczyniła się też do tego pandemia. Ludzie stwierdzili, że zawód muzyka jest ryzykowny. A ja myślę, że zawsze był to ryzykowny zawód. Oczywiście. Jednak mogliśmy liczyć na swoje umiejętności menedżerskie – jeżeli ktoś takie posiada, bo ja akurat nie posiadam. W przeciwieństwie do wielu moich kolegów. Nie wspominając o tych, którzy mają swoich menedżerów. Początek pandemii w marcu 2020 roku uciął wszystko. Wszystkie zdolności, powiązania czy koneksje przestały mieć znaczenie. Przestały funkcjonować. Jak pan sobie wtedy poradził? Raczej sobie nie poradziłem. Podobno pomysł niedawno wydanej płyty Heart to Heart, którą nagrał pan w duecie z Krzysztofem Herdzinem, narodził się podczas pandemii. Słuchając jej, odczuwam, podobnie jak w przypadku innych pańskich płyt, silny pierwiastek kontemplacyjny. Dochodzę do wniosku, że posiada pan swoją niszę, a burze rozgrywające się w codzienności nie należą do tej przestrzeni. Są gdzieś na zewnątrz. [śmiech]. A propos płyty nagranej z Krzysiem Herdzinem – trzeba pamiętać, że to był jego pomysł od początku do końca. Mam na myśli całą warstwę muzyczną czy kompozycyjną. Krzysiu wszystko skomponował i nagrał u siebie w domu. Ja tylko dołożyłem swoje trzy grosze, grając na trąbce i flugelhornie. Starłem się dopasować do tego, co słyszę, i tyle. Taki był mój udział. Powiedziałabym, że kwestia dostrojenia jest kluczowa. Nie zawsze jesteśmy w stanie dostroić się do drugiej osoby. Nieskromnie powiem, że potrafię dostroić się do różnych rzeczy, stylów czy gatunków. Poza tym szczerze mówiąc, czerpię z tego przyjemność. Mogę zagrać różną muzykę. Nie tylko jazz. Wielokrotnie zdarzało mi się zagrać muzykę popową czy z pogranicza jazzu. Co świadczy o pańskiej elastyczności, umiejętnościach... [tu zaczął szczekać pies pana Roberta, jakby na potwierdzenie talentu swojego pana]. Nigdy nie byłem ortodoksyjnym jazzmanem. Być może jest tak, że najwięcej moich nagrań to jazz akustyczny. Może w ten sposób ludzie mnie najczęściej kojarzą. Natomiast słuchałem różnej muzyki. Popowej, klasycznej... Jedyny gatunek, który mi do końca nie przypadł do serca, to rap. Nie wiem dlaczego, choć są elementy rapowe w muzyce, które mi nie przeszkadzają. Poruszyliśmy na początku rozmowy temat obecnych realiów i zmieniającego się świata, który ogromnie przyspieszył i zmienił niebezpiecznie kierunek. Co pan o tym sądzi? Przychodzi mi na ten temat do głowy tylko to, że nie mamy na to wpływu. Nie chciałbym się mądrzyć. Miałem mieszane uczucia w związku z pandemią, z tym, co się obecnie dzieje na Ukrainie. Nie wiem, co mam powiedzieć na ten temat. Czuję się zaniepokojony i niepewny. Co oprócz muzyki jest dla pana ostoją w życiu? Rodzina. Jest moim największym życiowym dokonaniem. Żona, troje dzieci. Oni są najważniejsi. A w tym roku będę obchodził trzydziestą rocznicę małżeństwa. Gratuluję! Czyli jubileusz małżeństwa zbiegł się z czterdziestą rocznicą pracy artystycznej? Zgadza się, ale to nie praca artystyczna jest dla mnie najważniejsza. W ogólnym rozrachunku na pierwszym planie jest rodzina. Dobrze słyszeć w obecnych czasach o trwałości i wartości długoletniego związku. Też tak myślę, ale obecnie nagłaśnia się przede wszystkim afery. Natomiast o tym, co jest wartościowe, nie wspomina się często. Jeśli w czyimś życiu dobrze się układa, to nie jest to ciekawe. A ja mam w zanadrzu pytanie – czym jest dla pana tradycja, w rozumieniu pozamuzycznym? Ale mnie pani ciągnie za język. Czuję, że pan jest nośnikiem tradycji, jej wartości. Dlaczego tak pani czuje? Słuchając muzyki. Nie znam pana osobiście. Dużo można wyczytać z tego, co ludzie grają i w jaki sposób grają. Jaki repertuar wybierają. I jak interpretują muzykę. W sztuce liczy się dla mnie prawda. Jeżeli coś jest fałszywe, to mam wrażenie, że to wyczuwam. Ale może mi się wydaje? Może pan to wyczuwa, ale nie wiem, czy ludzie młodszego pokolenia mają taką umiejętność. Mam na myśli, że postmodernistyczny świat rozpadł się na kawałki. Rządzi się już innym prawami. I czy w tym kontekście tradycja ma dla pana sens? Czy warto ją nieść? Absolutnie tradycja ma sens. Chociażby rozwój jazzu pokazuje, że muzyka rozwijała się dzięki tradycji. Swego czasu powstała muzyka bebopowa, a muzycy tacy jak Charlie Parker czy Dizzy Gillespie słuchali muzyków swingowych. Czerpali z tego, co było wcześniej. Tyle że jako geniusze mieli na to własne, świeże spojrzenie. To geniusze ciągną muzykę do przodu. I Ellington, Coltrane czy Miles, który nieustannie się rozwijał i czerpał z tradycji. Myślę, że tradycja jest podstawą wiarygodności artysty. Artysta zna tradycję, szanuje ją, ale jednocześnie potrafi znaleźć własny język. Ludzie, którzy przekreślają to, co było, nie są dla mnie wiarygodni. A nie odnosi pan wrażenia, że to ogólna tendencja u młodych ludzi? Wolą zerwać z tradycją na korzyść medialnego zaistnienia? Oczywiście. Zawsze tak było. Świętej pamięci Tomasz Szukalski nazywał takich ludzi Dymitrami Samozwańcami. Zawsze znajdą się jednostki, które chcą zaistnieć za wszelką cenę. Zdarza się, że środowisko dziennikarskie im w tym pomaga. Słyszałem panią, która gra na saksofonie – choć gra to dużo powiedziane. W wywiadach z tą panią próbuje się udowodnić, że to coś wartościowego. Jestem przekonany, że to nic wartościowego. Sztuką jest, że ktoś nie potrafi grać, a gra? Próbuje coś udowodnić w ten sposób? Do mnie to nie przemawia, a niektórzy dziennikarze się na to łapią. Uważają to za coś niezwykle oryginalnego, że ktoś nie potrafi grać na instrumencie. Gra, wydobywając takie dźwięki, których ci, którzy naprawdę potrafią grać, nigdy nie wydobędą. To są pewne triki, które pozwalają niektórym zaistnieć. Z drugiej strony pojawia się pytanie o poziom dziennikarstwa. I czym jest merytoryczne przygotowanie do tej niełatwej sztuki. Jako nauczyciel spotyka pan młodych ludzi wchodzących w dorosłe życie. Dzieli was trochę lat, ale nie o nie chodzi, a o to, co się wydarzyło w tym czasie w świecie. Jak wy się rozumiecie? Czy możliwe jest pomiędzy wami porozumienie? Myślę, że tak. Z wieloma uczniami dobrze się rozumiem. Oczywiście społeczności uczniowskiej zdecydowanej grać jazz jest mniejszość. Wielu z uczniów próbuje równolegle studiować inne kierunki. Patrzą na przyszłość bardziej praktycznie niż ja. Będąc dziewiętnastolatkiem, nie wyobrażałem sobie przyszłości bez muzyki jazzowej. Nie interesowały mnie kwestie finansowe i praktyczne. Chciałem tylko grać. Myślę, że to jest jakiś klucz. Chyba większość muzyków, którzy reprezentują tak zwany poziom, prezentuje podobne podejście. Nie myślą, że zrobią szybką karierę. Pan postawił wszystko na jedną kartę? Tak. Tata był muzykiem. Jako małe dziecko chodziłem z nim na próby zespołu Old Timers czy Swing Session. Wyrastałem w tej atmosferze. Nie widziałem dla siebie innej przyszłości, mimo że muzykę zacząłem traktować poważnie dość późno. Nie ukończyłem podstawowej szkoły muzycznej. Dopiero półtora roku przed szkołą średnią zacząłem pobierać lekcje trąbki. Chciałem być jazzmanem. Wszedłem w to całym sobą. Co pan dostał od swojego ojca? Czy pan jest jego przedłużeniem, kontynuacją? Za co pan jest mu wdzięczny? Często dowiadujemy się tego, kiedy naszych rodziców przy nas już nie ma. Jak pan myśli o tym z perspektywy lat? Fakt, że ojciec przekazał mi to, co przekazał, jest dla mnie bardzo ważny. Aczkolwiek nigdy nie było takich sytuacji, żeby on czy rodzina naciskali na mnie, bym wykonywał konkretny zawód. Fakt, że rodzice nie posłali mnie do podstawowej szkoły muzycznej, świadczy, że nie chcieli usilnie wpływać na moją przyszłość. Liczyli chyba na to, że sam do tego dojrzeję. Czy jako muzyk był pan pod wpływem taty? W jaki sposób szukał pan własnego języka? Myślę, że to słychać w nagraniach. Płyta Continuation, którą nagrałem jako współlider z ojcem do serii Polish Jazz, pokazuje, że gramy inaczej. Nasze kompozycje są odmienne. Inny jest nasz sposób grania czy rodzaj ekspresji. Wydaje mi się, że od początku inaczej patrzyłem na elementy wykonawcze, mimo że jako chłopiec słuchałem sporo muzyki swingowej, dixielandowej, nowoorleańskiej, ale nigdy nie przesiąkłem tym rodzajem ekspresji, który reprezentował mój ojciec. Tata wiele lat wykonywał taki rodzaj muzyki, czy nawet postbebopową. Ja patrzyłem inaczej na trąbkę niż on i dzięki temu mogliśmy sobie pogadać sporo na ten temat. Na scenie również. Między nami nigdy nie było rywalizacji. Rozumiał, że mówię innym językiem, i doceniał to. A jakim człowiekiem był pański tata Henryk Majewski? Przede wszystkim był prostolinijny. Jeśli coś mu się nie podobało, to zawsze o tym mówił. Nie ukrywał, że coś mu nie pasuje. Być może dlatego ja sam czuję się lepiej w towarzystwie ludzi prostolinijnych niż, jak mawia moja żona, słodko pierdzących. Wiadomo, w środowisku artystycznym jest dużo fałszu. Niektórzy określają się jako nasi przyjaciele, a prawda jest taka, że przyjaciół nie mamy w życiu wielu. Czasami tylko jednego. Czasami dwóch, trzech. Świat artystyczny nie jest usłany przyjaciółmi. Tata potrafił czasami komuś coś wygarnąć, co nie przysparzało mu przyjaciół. Może czasami przesadzał, ale nigdy nie robił tego złośliwie. Myślę, że również z tego powodu środowisko darzyło go dużym zaufaniem. W jaki sposób szukał pan swojego wyrazu? Czy ja szukałem jakiegoś wyrazu? Można przecież grać podobnie do kogoś. Świadomie lub nie. Zgadza się. Myślę, że naśladowanie jest ważnym etapem. Dobrze jest, kiedy młody muzyk ma swojego guru i podąża w jego kierunku. I tak wcześniej lub później zauważy inne rzeczy, które też są fajne, i może się rozwinąć. Natomiast nie jest fajnie, jeżeli młodym muzykom podoba się wszystko. Trzeba próbować iść w jakimś konkretnym kierunku. A dziś króluje taka różnorodność, że trudno ten kierunek wybrać... Wiem, że jest trudno. Wszystko oznacza nic. Cały rozwój muzyki polegał na tym, że ktoś się od kogoś uczył. Kogoś naśladował. Potem zaczynał robić coś swojego. To, o czym rozmawialiśmy w kontekście tradycji, prawda? To są podstawy. Wystarczy spojrzeć na Johna Coltrane`a. On znał jazz od podszewki. Szukał, przekraczał granice. Był odważny. Albo Miles, który wyrósł w bebopie. Słuchał Parkera, Gillespiego, ale kilka lat później już nie grał jak jego mentorzy. Miał własny język. Co lub kto pomógł panu w budowaniu własnego brzmienia? Niewątpliwie Miles Davis, jak również to, że dzięki ojcu poznałem starsze gatunki jazzu, mimo że nigdy nie grałem w tym stylu. Nawet nie próbowałem, choć po śmierci taty przez dwa lata grałem za niego w zespole Old Timers, którego był wieloletnim liderem. Taka naturalna sztafeta pokoleń, choć nigdy mnie w tamtą stronę nie ciągnęło. W piątej klasie szkoły podstawowej zabierałem do szkoły magnetofon kasetowy i słuchaliśmy z kolegą muzyki Duke`a Ellingtona. Mnie ta muzyka kręciła, ale nigdy nie miałem tego typu ekspresji w sobie. Davis był dla mnie olśnieniem. Na przykład płyta My Funny Valentine. Połączenie jazzu, intensywnego swingowania z takim niby chłodnym, oszczędnym davisowskim akcentem. Na tamte czasy ta muzyka była bardzo nowoczesna, mimo że zakorzeniona w tradycji. A nie ma pan wrażenia, że dziś gra się jazz bez swingu? To jeszcze jazz czy muzyka współczesna? Mam takie wrażenie. Myślę, że w wielu przypadkach jest to jazz. Natomiast na poziomie serca – słuchając współczesnej muzyki akustycznej, nie rozumiem jej i nie mam ochoty jej słuchać. Może ktoś za wszelką cenę chce być oryginalny. Ja nie odnajduję prawdy. Rzadko ją w tej muzyce słyszę. Jest pan muzykiem, wykonawcą, aranżerem, kompozytorem, nauczycielem. Poznał pan jazz, czy muzykę, z różnych stron. W takim razie w jaką stronę dryfuje jazz? Nie mam pojęcia. Myślę, że dąży do totalnej różnorodności. Nie uważam się za eksperta, ale tam, gdzie słyszę duszę, tam chce mi się tego słuchać. Natomiast od wielu lat jest czas muzycznych gladiatorów. Parę lat temu pomyślałem, że byłoby fajnie stworzyć trio, które nawiązywałoby do Cheta Bakera (Trio4Chet), który nie miał w sobie nic z gladiatora. Chet posiadał niezwykły dar przekazywania maksimum treści przy minimum środków i techniki. Dziś muzyka jazzowa jest bardzo skomplikowana. Nawet dla muzyków, którzy jej słuchają, a nie mówiąc już o słuchaczach bez przygotowania muzycznego. Często jej główną treścią jest komplikacja. Najlepiej zagrać coś tak trudnego, czego nie będzie w stanie zagrać ktoś inny. To dziś stanowi wartość. Pan nie ma takiej potrzeby udowadniania ani potrzeby ścigania się. Nie bardzo, i już pewnie to się nie zmieni. Zapewne dobrze zna pan swoją wartość, skoro nie bierze pan udziału w takich rywalizacjach. Tak, ale można to uznać za ułomność, skoro ktoś nie potrafi zagrać na 14/15. Trochę to zmierza w tym kierunku. Rytmy nieparzyste mocno się zakorzeniły w jazzowym kanonie. Obecnie zagrać coś na 4/4 to wstyd. Słuchacze też wyczuwają prawdę w muzyce. Czy skomplikowane metrum ma znaczenie i pomaga muzyce czy jej przeszkadza? Jazz bardziej niż inne gatunki muzyczne kojarzy się z relacjami. Podobnie jak ulotny jest dialog w jakiejś relacji, tak niepowtarzalny jest koncert, w którym krzyżują się słuchanie, odpowiedź i gra zespołowa. Czym dla pana są relacje w jazzie? Znalezienie relacji jest podstawą, to jest umiejętność grania w zespole, świadomość swojego miejsca w danym momencie, muzykalność. Wrócę do Davisa. On potrafił montować świetne zespoły. Połączyć ze sobą odpowiednich ludzi. Drugi Wielki Kwintet Davisa był idealnym połączeniem. Spotkanie tych ludzi było cudem. Każdy z nich był wybitną indywidualnością, a jednocześnie potrafił się podporządkować, słuchać innych. Dlatego relacje muzyczne są szczególne. Nie trzeba pałać do kogoś wielką sympatią, aby kogoś docenić i dobrze z nim zagrać. Słyszało się o różnych animozjach w wielu świetnych zespołach, ale nie wpływało to raczej na ich muzyczną jakość. A co pan z tych relacji wyniósł dla siebie? Muzykom towarzyszą silne emocje. Nie wszystkie pewnie się komentuje, ale przecież wiadomo, kiedy w studiu czy na scenie dzieje się coś poważnego. Te emocje po prostu się czuje i relacje muzyczne można zbudować już od pierwszego wspólnego dźwięku. Mam wrażenie, że coś takiego spotkało mnie w trakcie nagrania płyty My One And Only Love, gdzie miałem wielką przyjemność spotkać wybitnych muzyków – Bobo Stensona, Palle Danielssona i Joeya Barona. Z wyjątkiem Palle Danielssona nie znałem ich osobiście, nie mieliśmy żadnych prób, po prostu spotkaliśmy się w studiu i zaczęliśmy nagrywać, właściwie jam session. Mam wrażenie, że od razu znaleźliśmy wspólny muzyczny język, to było piękne przeżycie. Oczywiście relacje międzyludzkie też nie są bez znaczenia. Na co dzień staram się grać z jak najlepszymi muzykami, których szanuję i lubię, zwyczajnie jako ludzi. A wybór trąbki na instrument wiodący był tradycją rodzinną? Kiedyś podobały mi się różne instrumenty. Perkusja czy saksofon. Aczkolwiek na żadnym z nich nie grałem. Układałem sobie jako dzieciak z różnych przedmiotów coś na kształt perkusji i próbowałem grać. Takie tam dziecięce zabawy. Rytm jest tym elementem, który odróżnia jazz od innych gatunków. Nie harmonia. Ale kiedyś tata zapytał się mnie czy może chciałbym grać na trąbce. Trochę było mi głupio odmówić ojcu. Zdecydowałem się na tę próbę. I jak poszło? Teoretycznie dobrze, ale do tej pory nie wiem, czy to był dobry wybór, czy nie. Trąbka ma swoje ciemne, wredne strony. Tylko myślę, że po czterdziestu latach grania to już nie ma żadnego znaczenia. Wszystko ma swoją jasną i ciemną stronę. Pewnie tak. Istnieją predyspozycje psycho-fizyczne do grania na trąbce. Mnie się wydaje, że ich nie posiadam w dostatecznej ilości. Tak myślę po czterdziestu latach. A na jakim instrumencie powinien pan grać? Nie wiem. Może na perkusji. Perkusja mnie pociągała. Ale to wiąże się z koniecznością wiecznego rozkładania i składania. To są takie moje mało istotne dywagacje. Dobrze jest skonfrontować się z takimi myślami. Myślę, że trochę za późno. A ja nie myślę o tym w kategoriach żalu czy straty, tylko w kategoriach odwagi czy pana potencjału, który jest większy, a czas biegnie szybko. Właśnie. Nigdy nie byłem człowiekiem, który byłby w stanie jakoś kreować własną przyszłość. Zawsze czekałem na to, co mi przyniesie los. Taki mam charakter. Teraz bardziej pana rozumiem. Skoro zacząłem grać na trąbce, to gram na niej do dziś. Są tego konkretne efekty. Trąbka wygląda tak niewinnie i minimalistycznie, a wiele wymaga od muzyka. To wyższa szkoła jazdy. W kontakcie z instrumentami dętymi blaszanymi zawsze i przez całe życie dochodzi do walki o dźwięk. Kiedy człowiek zaczyna grać, to jeszcze o tym nie wie. Ta walka nie ma końca. Co dzieje się z potencjałem pana uczniów? Czasami ktoś go posiada, ale nie chce z niego korzystać. Albo jakieś inne względy decydują o tym, że nie idzie w stronę jazzu, ale w zupełnie inną. Nawet pozamuzyczną. Naturalny potencjał człowieka jest wyczuwalny. Należy do sfery intuicji. Intuicja jest dla mnie podstawą. Sporo rzeczy robię intuicyjnie. Grając oczywiście. Nie wiem, czy można wpłynąć na swoją intuicję. Może lepiej jej słuchać? W muzyce jedni potrzebują wszystko wiedzieć. Inni kierują się intuicją. Pamiętam wypowiedź Michaela Breckera, który był wybitnie wyszkolonym saksofonistą i muzykiem. Twierdził, że najlepsze momenty jego solówek to te, w których się myli. Idzie w jakąś stronę i do końca nie wie, co zagra. Dla niego miało to znaczenie, choć posiadał ogromną wiedzę i umiejętności. Trzeba mieć wiele pokory, aby przyznać się do tego publicznie. To samo powiedział Herbie Hancock na temat grania w kwintecie Davisa, że najfajniejsze momenty to te, w których się gubili. Czyli dobrze jest się zgubić, aby się odnaleźć. Świadomość, kiedy się gubimy, i złapanie się w odpowiednim momencie należy do sfery intuicji. Każdy artysta musi w coś wierzyć. W to, co robi, i czy to ma sens. Nie widzę innej możliwości. Zdając sobie sprawę z różnych ułomności, zdajemy sobie sprawę ze swoich dobrych stron. Czy będzie pan celebrował w sposób szczególny swoje czterdziestolecie pracy artystycznej? Taka mała celebracja odbędzie się 10 września na deskach Promu Kultury Saska Kępa w Warszawie. Zaprosiłem Henia Miśkiewicza, Michała Tokaja, Sławka Kurkiewicza, Michała Miśkiewicza, a także Andrzeja Dąbrowskiego, z którym miałem okazję współpracować przy jego ostatniej płycie Andrzej Dąbrowski & All Stars: Live. Pomyślałem sobie, że to dobra okazja, aby zaprosić Andrzeja jeszcze raz na scenę. Po prostu pogramy trochę jazzu i tyle. Czego mogę panu życzyć? Potrzebuję zdrowia i pieniędzy [śmiech]. Zdrowie jest potrzebne każdemu, a pieniądze też się przydadzą. W takim razie tego właśnie życzę. Tagi w artykule: robert majewski Powiązane artykuły
Jak poradzić sobie w pracy, w której otaczają nas zazdrośnice i miłośniczki snucia złośliwych plotek? Fot. Unsplash Pół roku temu zmieniłam pracę. Bardzo ciężko na to pracowałam. Nie tylko skończyłam studia podyplomowe i nauczyłam się nowego języka, ale przede wszystkim wyszłam ze swojej strefy komfortu. Śmiało mogę powiedzieć, że urosły mi skrzydła. W końcu zerwałam współpracę z firmą, której zarząd mnie nie doceniał i nagminnie upokarzał. Byli w szoku, kiedy złożyłam wymówienie. Cieszyłam się na nowe doświadczenia i zupełnie nową, bardzo emocjonującą zawodową ścieżkę. Niestety okazało się, że wpadłam z deszczu pod rynnę... Zaczęłam być doceniana i stałam się prawą ręką szefa, ale koleżanki z pracy codziennie uprzykrzają mi życie. Zobacz także: Najbardziej lubię samotność. Czy coś ze mną nie tak? Uprzykrzanie życia to mało powiedziane. Mniej więcej od miesiąca, każdy mój dzień w pracy wygląda koszmarnie. Nikt ze mną nie rozmawia. Za swoimi plecami wciąż słyszę niewybredne komentarze i złośliwy śmiech. Tuż przed poprowadzeniem ważnej prezentacji zostałam ostatnio przez koleżankę „niechcący” oblana kawą. Przeprosiła mnie, ale gdy odeszłam o krok, zaczęła głośno się śmiać. Na szybie samochodu, który zostawiam pod pracą, ciągle znajduję przyklejone karteczki z zaadresowanymi do mnie niecenzuralnymi epitetami. Podobno uwiodłam prezesa i rozbiłam jego rodzinę... To bzdura! Początek w firmie był całkiem przyjemny. W moim dziale pracują prawie same kobiety. Już po pierwszym tygodniu zaczęłam być przez nie zapraszana na babskie wyjazdowe weekendy, czy wyjścia na kawę. Każda z nich była początkowo sympatyczna. Polubiłam je, ale wiedziałam, że nigdy się z nimi nie zaprzyjaźnię. Już wtedy dostrzegałam, że zdecydowanie za bardzo interesuje je życie innych. Osobom, których dobrze nie znały, nie wiedzieć czemu, przypisywały mnóstwo negatywnych cech. Anna z pokoju obok na pierwszy rzut oka wydawała im się podłą intrygantką. Karolina z piętra niżej była podobno nimfomanką, nie mówiąc już o Agacie, która niedawno się zwolniła. No z tej to było prawdziwe ziółko... Kariera przez łóżko i tym podobne rzeczy. Przecież nie mogła za swoją pensję kupić sobie tej torebki Chloé... Okropnie się tego słuchało, więc zaczęłam wychodzić z nimi coraz rzadziej. Kłopoty zaczęły się z chwilą, kiedy moją pracę zaczął doceniać szef. Kilka razy odbywałam służbowe zagraniczne podróże jako reprezentantka firmy. Nie zostało to dobrze przyjęte przez moje pracujące tam dłużej koleżanki. Niedługo wszystkie zaczęły się ode mnie odwracać. Nie mam pojęcia, co robić. Zwolnić się i zaprzepaścić swoją szansę na czekający mnie za około kilka miesięcy awans, a potem przeniesienie do innego działu, czy nie dać im satysfakcji i zostać? Nie wiem jednak, czy mam siłę dalej to znosić. Każdy dzień w pracy to dla mnie psychiczny dołek. Milena Zobacz także: Moja najlepsza przyjaciółka wyprowadza się za granicę. Nie mogę jej tego wybaczyć...
Witaj kaczucho ja tez podziele sie swoimi problemami ,moze nie mam dzieci ale partnera z ktorym jestem (byłam bo sama nie wiem co bedzie ale byłam chyba bardziej tu bedzie spaowac) 5 lat juz (ja mam 26 a on 30)I tez mi czegos zaczelo brakowac ciagle klotnie ,wymuszanie na nim czegos, wyklocanie sie o wyjscie,wycieczke, zrobienie urodzin wspolnych (mamy w grudniu jednakowo on na samym poczatku a ja na koncu wiec zawsze cos wspolnie mozna zrobic) i takie rozne pierdoly, wsumie ktore moze powinnam zakaceptowac ? Cos sie wypalilo po latach, wygaslo ile mozna sie starac czegos oczekiwac tak samo mam dosyc jego bliskosci, owszem w lozku jest nam dobrze,mi bylo cudownie ....ale cos zgaslo u mnie).Czegos zaczelo brakowac, nie czulam juz tej samej bliskosci ...... Mam wielki metlik w glowie ,mnie nie trzyma tak jak ciebie rodzina a pomimo jest ciezko odejsc. Mysle ze sie mecze, dusze, czegos brakuje ,wiecznie tylko jestem opryskliwa, obrazam sie na wszystko, jak tylko uslysze " dlaczego tak robisz,zorb tak" to poprostu wybucham zloscia ze jest czepialski, ze ciagle robie cos zle ..... Ostanie tygodnie byly okropne bo czulam sie jak singiel ,zadne z nas nie mialo wplywu na siebie (a raczej on na mnie ,robilam to co mi sie popodbo). Wogule ostatnimi czasy bylam bardzo opryskliwa dla niego, cokolwiek powiedzial traktowalam jak kontratak, popadalam w dół i zasmucalam sie... przez to, te wszystkie uczucia jeszcze bardziej gdzies slablyA raczej tak nagle, zaczela mi przeszkadzac bliskosc i spedzanie czasu razem, ze nawet siedzac u znajomych na jakiesj imprezce to tylko go oczernaialam ( na ogol jestem osoba ze jak cos mi lezy chce sie wygadac ,musze sie wyzalic chociaz by nawet komus obcemu,a tymbardziej znajomym i mi nie chodzi tutaj o obrabianie tylka jak twierdzi moj partner (ze go obgaduje i oczerniam) tylko o zrozumienie ,ktrego nie mam od niego) Pozatym nie jade na jego osobe tylko mowie o tym czego mi brakuje w zwiazku!!!!! Nie wiem jak u was wygladaja walentynki czy jakies wyjscia wspolne ? moze tego zabraklo ? jest tylko czepialstwo sie widzenie wad, ja tez juz dobrych stron nie widze tylko wady !!! ale ja sie wyklocalam nawet o wyjscie na spacer, o spedzenie fajnie walnetynek ,mikolajek, pojechanie gdzies na wycieczke (nie mowie za granice na wczasy tylko gdzies w okolice) o takie pierdoly, caly czas slyszalm NIE, ze tam daleko, ze kazdego swieta spedzac nie musimy (walentynki ) a mikolajki to dla dzieci sa ,ale przeciez moglismy np jakis karnet na masaze sobie wziasc wykupic ... brakuje mi takich perdół. To zabiło nas ,wypalio mnie .... On woguole zdziwony czy ludzie robia sobie jakies mikołajki ?? ( no przeciez imprezy nawet z pracy sa organizowane) Nie mamy dzieci wiec chyba fajnie sobie zorbic kolacyjke jakas czy nawet wybrac sie razem gdzies, brakuje mi spedzania wlasnie fajnie wspolnie czasu, dlatego wszystko u mnie gdzies zaniklo (ja chcialm wiele rzeczy robic ale moj mnie odtracal ,zeby tylko bylo wszystko po jego mysli ,moje plany czy jakies zachcianki mial gdzies !!!), potrafil tylko mowic o tym ze jakie to ja mam plany ( a ja chcialam z nim slubu ,wyremontowac mieszkanie,zalozyc rodzine, bylam rok temu gotwa to zrobic ,poswiecic sie dla rodziny), ale partner nie chcial, znwou jakies wymowki a ja tylko cierpialam ,bo wierzylam ze sie partener caly czas inwestuje w nieruchmosci ale zapomina o takim wlasnie drobnostkowym zyciu Caly czas slyszalam tylko ON musi to ,On musi tamto ... Zaczelam czuc sie z boku ...... Odtracona ,jesli ktos chce inwestycji to dlaczego ta druga strona nie moze byc od glupot chyba tak sie powinno uzupelniac a nie tylko krytykowac. Moj partner tylko patrzyl na siebie, mowilm juz jemu ze czuje sie z boku to mi powiedzial ze przesadzam !!! zaczelam sie buntowac do tego stopnia ze kiedy juz moj parter sie namylsil czego chce to ja robilam kontratak. Jak on mowil czemu my nie mozemy zrobic tego czy tamtego to odpowiadalam " no bo jak ja chcialam to ty uparcie byles na nie" .... mysle ze nie jestem dosc silna by cos zmienic, umiem tylko sie foszyc i denerwowac i widze wlasnie same zle strony mojego zwiazku..... ale on tez mnie do tego stopnia doprawadza Amoze nie jestesmy silne psychicznie kaczucho ??? Moze za szybko nas przytlaczaja dorbnostki ?? No ale ja mogac pozwolic sobie na fajne zycie nie chce tylko odkladac i to nawet nie wiedzac na co .... bo jak znalzalm cel nasz wspolny na zalozenie rodziny to mial mnie gdziesTy chociaz widzisz ze twoj cos robi ,stara sie ,torszczy jest dobry dla rodziny ale juz np jak cos karze zorbic dziecku uwazasz ze sie zneca i powiem ci ze pewnie jak bym miala dzieci bylo by u mnie podobnie ,pewnie bym krytykowala partnera ze sie czepia dziecka ( bo nie potrafie juz tak jak ty zauwazyc dorych stron, zauroczylam sie czyms czego nie ma ,kiedy mysle ze fajnie spedzimy np (niech juz beda po raz 100 ) walentynki , to nagle rzeczywistosc jest inna, bo on nie chce spedzac i nic nie wymyslamy sobie na te swieto )No a teraz pomijjac pierdoly jak ja chcialam dziecka to moj parter nie chcial ( bo ja chcialm za granica i odchowac tutaj i wtedy wrocic do kraju) ,to on mowil ze tlye czasu tutaj nie będzie ze z 3 lata bedzie musial jeszcze tutaj siedziec i wogule ukladal sobie plan pod siebie, chcialam slubu - on nie chcial , chcialam zareczyn - on nie chce,czuje sie zmuszany ( jestesmy/bylismy 5 lat wiec tez powinnismy cos dzialac, zwlaszcza ze to nie byly tylko naciski z mojej strony przez te lata, on sam zawsze wyskakiwal z propozycja ale to byly tylko propozycje) Kiedy ja juz zaczelam na powaznie to on znowu ze NIEmoj partner jest zaradny ,pracowity przy nim glodu bym nie zginela tylko czujue sie z boku, ze on nie robi tego dla mnie tylko wszystko dla siebie, ze dla siebie kupuje te dzialki, te mieszkania ... ja chcialm tylko czesciej wychodzic i spedzac fajnie chociaz jakies swieta walentynkowe, jak kupie kwiatki nie uslyszec "dlaczego kupilam" ,"po co na co" ,tylko zeby powiedział, ze ladne , ze sie mu podobajaOn sie czepia takich perdół, a ja czuje ze to jest atak na mnie i sie wneriwam i puzniej sa tylko sprzeczki ....Pisza ze autorce postu poprzewracalo sie w glowie ze ma kogos wyjatkowego a szuka nie wiadomo czego , ( ja tez wiem ze moj partner jest wyjatkowy, wiem co robi dobrze a mimio to nie potrafilam mu moic o tym tylko widzialm wady same,przytlaczajca codziennosc,nuda ...ale jesli sie kocha moza mowic o nudzie,rutynie ??? )Kaczuszko opisz jak wyglada wasz dzien ? Co ty by chciala robic z partnerem a czego on nie chce robic z toba ? (spedzanie czasu) co robiliscie zanim nie bylo dzieci ? Ja sie boje dzieci bo my rzadko gdzies wychodzimy i boje sie ze bede uwieziona (moj bart ma dziecko ale oni wychodza sobie wszedzie, nawet pojechali z malym na festiwal), a od partnera uslyszalam ze to meczarnia z takim dzieckiem malym jechac,ze my bedziemy siedziec w domu i takie tam ,wystraszylam sie ze faktycznie bede uziemiona ,ze nie pojedziemy na wakacje ani nigdzie nie wyjdziemy ... nie jestem az tak mega towrzyska ,z opisu moze i by sie wydawalo ze tak ale lubie cisze,dom ,spokuj tylko zeby czesciej gdzies z nim wyjsc ...My chociaz nie mamy dzieci, moglibysmy robic mnostwo rzeczy to mi sie odechcialo !!! Stalam sie potwornie obojetna i choc nieraz sie zmuszalam myslami zeby podjac kroki jakies to nie potrafilam ,tak jak ty nie potrafisz sie zmusic kaczuszko ,smutne to ale prawdziwe ze cos siedzi w naszej glowie.... byc moze jak tu pisali niektorzy jakas niedojrzalosc ale emocjonalna ,nie wiemy czego chcemy, ja wiem ze w kazdym zwiazku cos sie wypali, wyginie to uczucie, ze bedzie fajnie na poczatkua pomimo nie potrafie odbudowac relacji w swoim, teraz to i tak juz za puzno bo wszystko sie spieprzylo na moje zycznie, ze wlasnie nie chcialam niczego z czasem .... robilam sobie co chcialm ostanimi czasy ,nie zwracajac uwagi na parnera wogule !!! No i tez to ze zaczelam z kim pisac ,to bylo takie odworcenie uwagi od mojego zycia codziennego ...wtedy tez coraz badziej przestalm zwracac na niego uwage.... ALE PRZEZ TE WSZYSTKIE LATA CHCIALAM ZEBY BYLO FAJNIE ,ZEBYSMY NIE ZATRACILI TEJ MILOSCI ,RUTYNY TO CHCIALM TO ODBUDOWYWAC W ROZNE SWIETA DO TEGO TJ WLANTYNKI ,MIKOLAJKI ,ZEBY ROBIC COS FAJNEGO ... WYJSC WLASNIE ,ODERWAC SIE ,KUPIC SOBIE COS ( TO TYLKO O STRACIE KASY I BALOWANIU SLYSZALAM)Zero rozmowy tylko takie przychodzenie do domu, takie przytlaczajce to bylo wszystko, nie potrafilam sobie poradzic z uczuciami co to jest, od czego ,jak temu zaradzic, ale balam sie tez wyjsc z inicjatywa bo wiem ze zawsze wszystko jest na NIE ,dlatego tez siedzialm czesto na kanapie myslam sobie a moze o to zapytam ,a moze o to poprosze - ale puzniej sie zasmucalam bo wiedzialm ze i tak sie nie zgodzi !!! Balam sie pytac bo nie chcialam uslyszec NIE chcialm uslyszec " dobry pomysl ,fajnie pujde z toba, pewnie nie ma sprawy" czy cos jest dobry,nie chleje,nie ćpa, jest domownikiem bardziej ,umie posprzatać, ugotwac tylko ja juz nie umiem tego dostrzec, no i pozatym zanim cos zrobi trzeba mu o tym mowic ,ponaglac nawet po 100 razy a ja sie zaczynam denerwowac i krzyczec i sa klotnie puzniej .... Sama nie wiedzialm czego chce, jak bylo dobrze to mi zaraz zaczynalo brakowac czegos ,wpadalm w taka rutyne z ktej sama nie umialm wyjsc i u ciebie zapewne jest tak samo ,wpadlas w rutyne i nie umiesz z tego wyjsc MYSLISZ ZE UCZUCIE WYGASLO ZE NIC JUZ NIE BEDZIE Z TEGO ,POROZMAWIAJ Z PARTNEREM JAK ON WIDZI TEN ZWIAZEK ,TY WIDZISZ GO JAKO ODDANEGO FACETA RODZINIE A MOZE JEGO TEZ COS BOLI ??? TYLKO ON O TYM NIE MOWI... A jak masz jesli jestes bez niego ? Ja dopuki mialm siwadomosc ze jest gdzies tam wlasnie obok to bylam taka obojetna i wiecznie zla i naburmuszona... ale kiedy go nie ma jest mi zle i kiedy wiem ze to juz koniec jest mi jeszcze gorzej !!!!! ale starlam sie, chcialm odbudowywac te uczucia poprzez te glupoty jak walentynki czy jakies wyjscia wlasnie ...... juz nie moglam z tym wlaczyc ,moze jak bym kochala to bym wlaczyla ??? A MOZE JAK ON BY KOCHAL NIE DAL BY SIE TAK PROSIC O WSZYSTKO ,DAWAL BY TO CZEGO OCZEKUJE A NIE OCZEKUJE WIELE BO MI NIE CHODZI BY MIEC PALACE (bardziej jemu zalerzy na tych nieruchomosciach) ALE MOGL BY W TYM DOSTRZEC MNIEMoze jak partner wlasnie sie na cos decydowal czego od wielu lat pragnelam (zareczyny) to powinnam byc happy cala i byc bardzo szczesliwa, ostatnio mnie zapytal o stary pierscionek (wiedzialm ze pewnie chcial wybrac zareczynowy pod ten rozmiar), moze zamiast mu powedziec ze nie chce byc jego zona, to powinnam sie cieszyc ?? byc szczesliwa ?? (co prawda w myslach bylam bardzo szczesliwa ze zapytal ) ale powiedzialam co innego .... Kiedy wlasnie on sie zblizal (a sam mnie oddalał od siebie) to ja wlasnie nie umialm byc mila !!! skakac z radosci ??? Czy cos jest nie tak ??Moze jak bym kochala to wlasnie bym byla szczesliwa ?Czasami sie zastananawiam czy istnieje prawdziwa milosc dzisiaj, taka ze szanuje sie wady drugiej osoby, ze po latach patrzy sie w ta osobe jak w kogos wyjatkowego, widzi sie same zalety partnera ,to co robi a nie tego czego nie robi ??? Nie przychodza do glowy mysli by odejsc do innego, by byc z kims innym tylko jest caly czas ta osoba ,ta jedna, jedyna,dla niej robi sie wszystko, akcpetuje sie klotnie wszystkie,wady, na mysl nie przychodzi by byc z kims innym ....Kaczuszko smutne to co piszesz ale mialam tak samo, wiedzialam ze nie chce tracic partnera, pisalam tutaj w innych postach ze ciezko mowic o milosci u mnie do niego ,ze gdzies to wygaslo, ale tez nie potrafilam sie zmusic do wielu rzeczy, do spedzania czasu z nim ,tez denerwowala mnie jego obecnosc... ja mam prblem tez z podjeciem rozmowy, dusze cos w sobie,dusze a puzniej to wyrzucam... ON NIE CHCE MNIE SLUCHAC...... ale tez jesli kots ciagle jest na NIE ze wszystkim to puzniej tez obawialam sie kazdej reakcji i o nic nie pytalam ,nie rozmawialam tylko lerzalam obok z milonem pytan w glowie .... Z TYM METLIKIEM CO JEST GRANE CZEMU JEST TAK BEZNADZIEJNIE A ON OBOK PRZED LAPTOPEM .......Zastanow sie czego chcesz (pomimio ze masz dzieci ), jesli jest dobry, czuly,opiekunczy ,dogadujecie sie (dogadywaliscie), macie o czym pogadac to gdzie jest porblem ?? Cos musialo cie przytloczyc, dobic ,moze to macierzynstwo ?? Moze ty bys chciala jeszcze wychodzic na dykoteki a partner nie chce ? moze wlasnie brakuje ci romantyzmu ?kiedys myslam ze mnie to nie spotka ze bede wiedziala czego chce i do tego bede dazyla, ze nie skresle o tak sobie zwiazku ,milosci dla jakiesj chwili wyszumienia sie ....ale tak sie stalo ,bo zamiast sie ogarnac to wybralam jeszcze to szalencze zycie, bo tak jak ty nie potrafilam czuc tzn czuje nadal ,czuje ze go kocham ale jak jest to mnie drazni !!! wtedy mysle ze nie musze nic robic i on tez sie tak zachowywal ze nie musi nic robic ze ja bede trwala .... Ale boli teraz bo wystarczylo sie wysilic, miec zycie towrzyskie ale myslec tez o nim o tym czego on chce, czego oczekuje,.... tylko kurde mysle ze on nie myslal o mnie o tych pierdolach tj wlanentynki ) wiedzial ze to wazne dla mnie, przeciez jemu nie mowialm tego od wczoraj tylko caly czas powtarzalam sie czego mi brakuje ... momentami czlowiek ma uczucie ze nie wie czego chce, czuje sie przytloczony codziennoscia ,ja nie umilam jej zmienic..... chcialam zeby bylo u nas inaczej ale tez nie wiedzialm co moge byliscie chociaz na terpai kochana ,ja wiem ze partnera bym na to nie wyciagnela, a czasami dobra jest taka pomoc bo co moga powiedziec znajomi ,co ci moga doradzic ? nie za wiele
napisał/a: maruda83 2010-10-12 15:15 Witam wszystkich, Jestem po ślubie ponad 2 lata... Szczerze mówiąc nie pamiętam co nas skłoniło do tej decyzji, po czasie odnoszę wrażenie, że chodziło o jakis kolejny etap w życiu a nie o "ukoronowanie" miłości... Dzieci nie mamy i raczej mieć nie będziemy... Relacje między nami nigdy nie były idealne ale jakoś to wszystko szło na przód... Wszystko popsuło się po ślubie. Doszły problemy finansowe, mój mąż ma własną firmę i niestety mam wrażenie, że zarządza nią "nie przeliczając czynów na zamiary" - w wyniku czego ma poważne problemy finansowe. Przez długi czas pożyczałam, dawałam mu większe pieniądze (jeśli je miałam), miał oddawać nie oddawał a ja tak naprawdę zapominałam... doszło do tego, że zapożyczyłam się u mojej mamy, srzedałam swoje mieszkanie żeby spłacić część naszych długów, wzięłam na siebie spora pożyczkę, wyczyściłam kartę kredytową.... bardzo chciałam pomóc ale nie wiem jak to wszystko się skończy... Wiem, że sama jestem sobie winna, mogłam powiedzieć nie, mogłam pomyśleć zanim cokolwiek zrobiłam ale sądziłam, że robię dobrze... W sumie nie rozmawiamy o tych sprawach, mój mąż twierdzi, że pamięta o pieniądzach ale przecież on nie zrobil tego specjalnie, i trzeba cierpliwie czekać... Tak naprawdę nie rozmawiamy praktycznie wogóle od dłuższego czasu, mijamy się, czułości, trzymania się za rekę itd już nie ma... Mam poczucie winy, że to wszystko przeze mnie, że to ja powinnam być tą ostoją w związku, że jeśli on ma zły czas to powinnam stać przy nim nie zależnie od wszystkiego... Ale nie umiem, nie umiem udawać że jest wszytko w porządku, nie umiem ciągle dostosowywać się do jego sytuacji, do jego problemów i jego położenia... czy ktoś się mnie zapytał jak ja sobie w tym wszystkim radzę? nie... Jestem już zmęczona tym wszystkim, nie widzę przyszłości dla naszego małżeństwa... Jak czytam to wszystko co napisałam to wydaje mi się to bardzo błahe, śmieszne itd ale ja naprawdę mam problem, jest on o wiele bardziej poważny i złozony tylko nie wiem jak to wszystko opisać... W sumie to chyba nawet nie czekam na jakikolwiek odzew... musiałam to poprostu napisać m83 napisał/a: Lika 2010-10-12 17:31 To zabrnęło już bardzo daleko.... rozumiem Cię że nie chcesz być ciągle dla niego ostoją bo dla każdego człowieka jest to zbyt duże obciążenie psychiczne. Podejrzewam też że miałaś inne oczekiwania co do niego jako mężczyzny i tzw. głowy rodziny. Czy on nadal ma tą firmę? czy zarabia? czy nadal popadacie w coraz większe długi? Dowiedz się o intercyzę, to nie oznacza braku miłości lecz zabezpieczenie dla Ciebie. Czy kiedykolwiek chciałabyś mieć z nim dziecko? napisał/a: maruda83 2010-10-12 19:49 Lika napisal(a):To zabrnęło już bardzo daleko.... rozumiem Cię że nie chcesz być ciągle dla niego ostoją bo dla każdego człowieka jest to zbyt duże obciążenie psychiczne. Podejrzewam też że miałaś inne oczekiwania co do niego jako mężczyzny i tzw. głowy rodziny. Czy on nadal ma tą firmę? czy zarabia? czy nadal popadacie w coraz większe długi? Dowiedz się o intercyzę, to nie oznacza braku miłości lecz zabezpieczenie dla Ciebie. Czy kiedykolwiek chciałabyś mieć z nim dziecko? Na szczęście na samym początku małżeństwa podpisaliśmy rozdzielność więc w świetle prawa ja jestem sobie a on sobie. Ja nie odpowiadam za jego długi, tylko niestety on ma moje pieniądze... dużo pieniędzy, które muszę jakoś odzyskać. Na samym początku imponowało mi to, że ma własny biznes, że jest człowiekiem zaradnym, ma ambicje, wie czego chce... tylko w pewnym momencie straciłam wyczucie tego co się dzieje, to wyglądało tak jakbym miała klapki na oczach i robiłam wszystko wg jego wizji, kupił dom - chociaż ja go nie chciałam - przeprowadziliśmy się, bo on nas dba, myśli o przyszłości, moje mieszkanko wynajeliśmy ale wszystkie pieniądze brał on... (miałam poczucie, że tak jest właściciwe, on płacił kredyt na dom więc to był mój wkład...) Długi rosną, stały dochód mam ja on jakoś kombinuje na boku... przeraża mnie brak poczucia bezpieczeństwa, brak stabilności finansowej i tego, że on zachowuje się tak jakby to był mój obowiązek dostosować się do tej całej sytuacji, nie widzi żadnego problemu w ani w naszym związku ani w naszych relacjach. Jakiś czas temu mieliśmy bardzo poważną rozmowę, po której chciałam odejść. Wyprowadziłam się na tydzień ale wróciłam, a kiedy chciałam żebyśmy usiedli i porozmawiali on stwierdził, że nie ma o czym rozmawiać, musimy się odciąć od tego co było grubą kreską i zacząć wszystko od nowa... ale czy tak się da? wiem, że nie... Coraz cześciej łapię się na myśli, że chciałabym mieć dziecko ale nie z nim, nie w tym związku, bo dziecko niczego nie załatwi, dla mnie nie jest lekarstwem na kryzys... Zastanawiam się czy mam prawo myśleć o odejściu, jeśli mój mąż nie pije, nie bije mnie, nie zdradza, ogólnie jest dobrym i lubianym człowiekiem... czy myśląc w ten sposób nie jestem egoistką? napisał/a: Lika 2010-10-12 22:24 maruda83 napisal(a):Tak naprawdę nie rozmawiamy praktycznie wogóle od dłuższego czasu, mijamy się, czułości, trzymania się za rekę itd już nie ma i to mnie nie dziwi bo sama piszesz że:maruda83 napisal(a):Na samym początku imponowało mi to, że ma własny biznes, że jest człowiekiem zaradnym, ma ambicje, wie czego chce. więc teraz naturalnie Ci tego brakuje.. aby był seks i czułości musi być też jakaś fascynacja drugą osobą a on zbyt dużo stracił w Twoich oczach...maruda83 napisal(a):tylko w pewnym momencie straciłam wyczucie tego co się dzieje, to wyglądało tak jakbym miała klapki na oczach i robiłam wszystko wg jego wizji, kupił dom - chociaż ja go nie chciałam - przeprowadziliśmy się, bo on nas dba, myśli o przyszłości, moje mieszkanko wynajeliśmy ale wszystkie pieniądze brał on... przyzwyczaiłaś go do tego i on teraz nie widzi w tym nic nie stosownego w dodatku nie poczuwa się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za rodzinę, nie dziwię się w takim razie że dziecka mieć z nim nie chcesz. Nie rozumiem dlaczego Twój mąż nie może iść do jakiejś normalnej pracy i pracować dla kogoś ale za to mieć tą co miesięczną pensje...? czy on jest zadowolony z takiego stanu rzeczy? nie chce nic zmienić? [ Dodano: 2010-10-12, 22:34 ]maruda83 napisal(a):Wyprowadziłam się na tydzień ale wróciłam, a kiedy chciałam żebyśmy usiedli i porozmawiali on stwierdził, że nie ma o czym rozmawiać, musimy się odciąć od tego co było grubą kreską i zacząć wszystko od nowa... ale czy tak się da? wiem, że nie... i znowu to Ty wyciągnęłaś rękę... to on powinien błagać Cię o powrót do domu i obiecać że zajmie sie normalną pracą a nie kręceniem na boku... Jest o czym rozmawiać, o przyszłości... jak to odciąć się grubą kreską od tego co było skoro on nic w swoim zachowaniu nie zmienia...maruda83 napisal(a): nie widzi żadnego problemu w ani w naszym związku ani w naszych relacjach to też mnie martwi, musisz go uświadomić jak bardzo jesteś nieszczęśliwa że nie masz poczucia bezpieczeństwa...maruda83 napisal(a):Zastanawiam się czy mam prawo myśleć o odejściu, jeśli mój mąż nie pije, nie bije mnie, nie zdradza, ogólnie jest dobrym i lubianym człowiekiem... czy myśląc w ten sposób nie jestem egoistką? Masz prawo. Zdecydowanie. A to się nazywa zdrowy egoizm i należy taki mieć. Nie chcę Cie namawiać ani do rozstania ani do tkwienia w tym związku, nie potrafię też dać gotowej rady, ale czasem sama rozmowa pomaga napisał/a: maruda83 2010-10-13 09:20 Lika, masz rację, sama rozmowa bardzo dużo daje i przynosi ulgę, bo powoli zaczynam wątpić w siebie. O poczuciu bezpieczeństwa już z nim rozmawiałam, przyjął do wiadomości ale teoretycznie nic się nie zmieniło - tu potrzeba zaangażowania dwóch strona ani ja ani on jakoś się do tego nie palimy. Ja nie jestem w stanie obudzić w sobie żadnych uczuć... Nie umiem się już do niego przytulić, zresztą on też o to nie zabiega, a kiedy mnie niechcący dotknie to sztywnieje... to nie jest normalny odruch, nie chce czuć się w ten sposób ale to jest odruch bezwarunkowy. Sądzę, że o normalnej pracy nie ma mowy - bo jak już się przyzwyczaił do bycia na swoim to z tego nie zrezygnuje jedynie może myśleć o przebranżowieniu się... Ważnym elementem w jego życiu jest mama, która wydaje mi się jest tak jakby "sterem". To ona nauczyła go, że firma nie powinna się finansować swoimi pieniędzmi, przecież od tego są banki, sądzę, że to dzięki niej nie umie chłodno analizować i kalkulować, tylko liczy na coś co może ale wcale nie musi się wydarzyć. Parę razy próbowałam mu uzmysłowić pewne rzeczy ale on zawsze twierdzi, że to dzięki niej on jeszcze funkcjonuje. W tej trudnej sytuacji, w której się teraz znalazł to tylko mama jest dla niego wsparciem (nieważne że pożyczyłam mu i zapożyczyłam się, żeby pomóc...) Powiedział mi coś takiego, że "mogłabym mu okazać większe wsparcie psychiczne ale rozumie, że jak ja mam mu okazać to on tez musi..." i koniec tematu.... Myślę sobie, że może emocjonalnie nie dorosłam do takiego życia, do stania u boku męża w takich sytuacjach, bycia przykładną żoną... Że jestem za młoda, za głupia i może ogólnie jestem beznadziejna napisał/a: niceone 2010-10-13 11:41 Coz, Twoj maz przegina, chociaz zapewne tego nie widzi i nawet nie rozumie... Ty tez nie robisz wszystkiego prawidlowo nie do konca przemyslalas wszystkie warianty - bo sama napisalas ze na poczatku Ci sie podobalo wszystko - tu mi sie nasuwa pytanie czy przestalo Ci sie podobac jak jego firma zaczela generowac straty (i nie mam na mysli meterializmu z Twojej strony tylko niechec do zycia w strachu o przyszlosc rodziny) - czy moze uwazalas (jak niestety duza czesc kobiet) ze maz nagle po slubie dozna olsnienia i stanie sie idealnym mezem o jakim marzylas? bo chyba w obu kwestiach czujesz sie obecnie nieszczesliwa. Sadze ze robisz duzo trwajac przy nim tyle czasu - jednak ani pozyczanie mu kasy ani ucieczki z domu na tydzien nic nie zmienia. Wg. mnie jest jedno dobre rozwiazanie. Dawalas na wszystko przyzwolenie,wiec teraz czas pokazac ze masz cos do powiedzenia - rozmawiacie, tlumaczysz mu ze chcesz byc z nim na dobre i na zle (tak jak zobowiazuje przysiega) i teraz jest to "zle". Jednak on sie musi jakos postarac, zarzadaj (masz prawo) zeby powiedzial Ci jak stoi cala sytuacja, ile czasu jeszcze potrzebuje zeby sie odbic od dna (posplacac dlugi) i czy zdaje sobie sprawe ze jak sie ta sytuacja nie zmieni to moze Ciebie stracic bo obciaza Cie to psychicznie za bardzo i nie potrafisz tak zyc... Dajcie mu jakas gorna granice - jakis deadline po przekroczeniu ktorego musza wystapic widoczne zmiany na lepsze - badz on pojdzie do pracy... PS. za wszelka cene nie dopusc do sytuacji w ktorej on moze zrozumiec Twoje zazalenia jako - klopoty finansowe - nie ma kasy - wiec Ty sie wycofujesz - bo jak firma stala dobrze to nie mialas problemow. Musi miec pewnosc ze kasa nie jest sama w sobie przyczyna... napisał/a: maruda83 2010-10-13 12:22 niceone ja wiem jak wygląda jego sytuacja i wiem, że nie mogę żądąć od niego określenia się w czasie, to jest nierealne poprostu niemożliwe... relacje między nami psuły już dawno a kłopoty finansowe był tzw. "gwoździem do trumny", to przelało czarę goryczy... Ja wiem, że sama nie jestem w porządku, ale nasza sytuacja na początku była zupełnie inna. Przecież przez te wszystkie problemy finansowe można przejść razem, da sie temu jakoaś zaradzić ale jeśli jest to "coś", jest wzajemne wsparcie, porozumienie i zrozumienie. A w naszym związku nic z tego nie funkcjonuje... I to nie jest tak, że jak było dobrze ja byłam jak jest źle to uciekam... może wkońcu (nareszcie) przejarzałam na oczy? nie wiem jak mam to nazwać... I tak jak napisałaś, pewnie sądziłam, że po ślubie jakoś to będzie, że w jakiś cudowny sposób wszystko się zmieni, owszem zmieniło, tylko na gorsze... Wiem, że jak zmieknę, zacznę być przy nim, to z pozoru będzie dobrze, ale tak naprawde problem zostanie zamieciony po raz kolejny pod dywan... a ile razy można... jest jeszcze coś takiego, że moja psychika w jakiś sposób zapomina o tym co było, dostosowuje się do tego co jest a ja tego już nie chce... To wszystko jest tak pogmatwane, tak skomplikowane, że naprawdę nie wiem co mam robić... Czy kiedyś mi się to ułoży w jakąś całość... Chciałabym z nim usiąść i porozmawiać, już tak konkretnie ostatecznie ale on mam swoje poważne problemy i mam wyrzuty sumienia, że nie powinnam mu dodawać jeszcze tego... Teraz jak to czytam to czuje się jak tak sierotka marysia... straszne... napisał/a: Lika 2010-10-15 09:40 maruda83 coś już postanowiłaś? podjęłaś jakieś decycje? a może coś się zmieniło? napisał/a: maruda83 2010-10-15 11:23 Lika, ja nie wiem co mam robić... zadałaś bardzo dobre pytanie a ja niestety nie wiem... wiem tylko, że jeśli nic nie zrobię to nic się nie zmieni... Nie mam siły już dłużej czekać na "a może jednak..." i chciałabym w ten weekend, żebyśmy określili co robimy - albo w tą albo w tamtą... napisał/a: zagubiona23 2010-10-15 11:52 maruda83, masz prawo do Szczęścia, a z tego co piszesz nie czujesz się w ogóle kochaną i szczęśliwą u boku Twego męża. Jesteście "świeżo" po ślubie, a już nie ma takich fundamentalnych rzeczy jak rozmowa, wsparcie i zrozumienie. Nie wróży to nic dobrego.. Zaproponuj mu tę rozmowę mimo jego problemów zawodowych, bo jedno nie powinno tłumaczyć drugiego. Czasem trzeba pomyśleć o sobie w związku i to nie jest egoistyczne. Może w tej rozmowie zaznacz że czujesz się z tym wszystkim fatalnie, że brakuje Ci czułości, że z Twojego punktu widzenia dużo zmieniło się na gorsze, dodaj, że potrzebujesz czasu, aby zastanowić się nad Waszym związkiem. A chcesz ratować małżeństwo? Zależy Ci na Twoim mężu? napisał/a: maruda83 2010-10-15 12:09 Zagubiona23, myślę, że oboje bylibyśmy szczęśliwi osobno. To nie jest tak, że ja jestem idealna a on jest tym złym. Żadne z nas nie robi nic by było lepiej... i może już to właśnie o czymś świadczy. Jest mi przykro bo kiedyś myślałam, że to na zawsze a teraz juz tak nie jest... Wiem, że jedynym wyjściem jest szczera, poważna rozmowa - do takiej się zbieram... Ja nie widzę nas razem, mam wrażenie że miedzy nami jest jakiś gruby gruby mur, którego nie da się już obejść... napisał/a: Lika 2010-10-15 21:59 maruda83 napisal(a): wiem tylko, że jeśli nic nie zrobię to nic się nie zmieni dobrze powiedziane Też jestem za rozmową ale taką poważną może najlepiej uporządkuj to sobie i np. wypisz sobie najpierw co musiałoby się zmienić żebyś była z nim szczęśliwa? o ile to jeszcze jest możliwe abyście byli razem szczęśliwi za co mimo wszystko trzymam kciuki. W tym momęcie tkwicie w jakimś chorym punkcie i każdy z was udaje że jest w porządku, ale w głębi duszy wiecie że nie jest i nie tak powinien wyglądać związek. Ale czy chcesz trwać w tym punkcie do końca życia, które mamy przecież tylko jedno?
50 uniwersalnych zasad relacji damsko-męskich, o których powinien wiedzieć każdy mężczyzna!Dziewczyna nie wie czego chce oraz cały czas zmienia zdanie. Jednego dnia chcę się spotkać, drugiego już nie. Chce ze mną być, ale nie jest gotowa na związek. Cały czas ma jakieś wątpliwości. Co to oznacza? Czy to tylko jej niezdecydowanie?Niestety, ale nie!Jeżeli dziewczyna nie wie czego chce, to oznacza ŻE CZEGOŚ NIE odnosi się to do wielu rzeczy:dziewczyna nie wie czy chce się spotkaćdziewczyna nie wie czy chce związkuOczywiście w takich sytuacjach kobieta będzie Ci mówić, że jest bardzo chętna i w ogóle, ale…Zawsze musi być jakaś wymówka! Dziewczyna nie chce się już spotkać – historia Ci historieMiałem znajomego na studiach, który spotykał się z pewną ze sobą przez pewien czas. Jednak nie wiadomo dlaczego, w pewnym momencie, dziewczyna zaczęła go olewać i w ogóle się do niego nie odzywała. Chłopak kompletnie nie wiedział co się dzieje – postanowił z nią poważnie co dziewczyna mu wtedy powiedziała:Kocham Cię bardzo mocno, ale nie mogę z Tobą być! Chciałabym być z Tobą ale nie mogę!Koleś miał poważny problem. Kompletnie jej nie rozumiał – „kocha mnie, ale nie może ze mną być”?Jeszcze bardziej się starał i próbował ją zdobyć, a ona coraz bardziej go oszukiwała i wodziła za była niesamowicie kochającą kobietą, a raz wredną i bezinteresowną nie udało mu się stworzyć z nią od samego początku nie była nim zainteresowana. Cały czas robiła mu nadzieje i wykorzystywała go do swoich celów. Chłopak sporo się nacierpiał i stracił wiele dziewczyna nie wie czego chce?Odpowiedź jest bardzo prosta:Niezdecydowana dziewczyna to niezainteresowana sobie to do głowy! Nic to nie usprawiedliwia – zachowanie kobiety zawsze pokazuje jej prawdziwą chce przerwy w związku – co to oznacza?Wahania jej zachowania są idealnym tego przykładem:jeżeli dziewczyna mówi, że Cię kocha a potem nie wie czego chcejeżeli dziewczyna chce się spotkać, a potem spotkanie odwołujejeżeli dziewczyna jednego dnia pisze do Ciebie cały czas, a później przez cały tydzień milczy i Cię olewaTo znaczy że nie jest zainteresowana i będzie Cię okłamywać!Jeżeli dziewczyna nie wie czego chce, to znaczy że CZEGOŚ NIE wierz w żadne słowa kobiety. To bezsensowne i naiwne. Powiedzieć można wszystko – gorzej jest z realizacją. Zawsze przyglądaj się czynom rzeczywistości niech mówią czyny, a nie słowa!Dla prawdziwie zaangażowanej kobiety nie ma rzeczy niemożliwychSam o tym doskonale wiem. Moja kobieta też przed związkiem miała wiele problemów i mogła sobie mnie mimo wielu przeciwności, tego nie zrobiła. Chciała ze mną być, dlatego też nic ją nie powstrzymało!Miała wiele powodów odwołania naszych to, spotykała się ze mną i nigdy nie miała wątpliwości co do naszej zainteresowana dziewczyna:będzie z Tobą w związku nawet jakby zabraniał jej to cały światdołoży wszelkich starań żeby się z Tobą spotkaćnigdy nie będzie miała wątpliwości co do Ciebienie poda Ci żadnych wymówekNiezainteresowana kobieta może Ci tylko mówić jak bardzo Cię pragnie i chce z Tobą być. Jeżeli jej czyny tego nie odzwierciedlają, to znaczy że tak jest, że kobieta wiele gada i obiecuje, a nic nie robi. Znam pewne bardzo adekwatne powiedzenie:Krowa, która dużo ryczy, mało mleka jednak kobiety tak robią?Zapewne zapytasz – dlaczego po prostu kobieta nie powie wprost: NIE INTERESUJESZ to pytanie najczęściej padają dwie odpowiedzi:Dziewczyna nie chce być bezpośredniaDziewczyna chcę Cie wykorzystać1: Kobiety nie są bezpośrednie, dlatego też przez takie zachowanie daje Ci znać, że jest niezainteresowana. Dziewczyna po prostu może się bać Twojej reakcji oraz czeka aż się Dziewczyna nie jest Tobą zainteresowana, ale jest jej wygodnie. Podoba się jej Twoja adoracja oraz jest jej miło słyszeć ciągłe komplementy i miłe słówka. Karmisz ją swoją uwagą, a ona tego nie chce tego powodu, kobiety bardzo często są w związkach z facetami, których tak naprawdę nie kochają! Lepiej dla nich być z kimś, niż być stosunków dziewczyny z facetem niesie za sobą wiele plusów:faceci cały czas zabierają ją w różne miejsca i za nią płacąfaceci cały czas je komplementująfaceci robią im cały czas prezentykobieta ma czym się chwalić swoim koleżankomdzięki obecności jakiegokolwiek chłopaka, w jej życiu coś się dziejeDlatego też, potem wychodzą takie kwiatki. Dziewczyna nie wie czego chce i zaczyna kombinować po to, aby Cię nie ona nie chce Twojego dobra… Ona chcę Cię wykorzystać!Brzmi to brutalnie, ale taka jest każda kobieta taka jest, ale bywają też takie przypadki. Nie jest też do końca wina samej dziewczyny. To po prostu wynik chłodnej kalkulacji – kobiety bardzo często nie zdają sobie sprawy jak bardzo ranią tym zachowanie kobietyTego wszystkiego można uniknąć! Wątpliwości oraz wahania kobiety są wynikiem jej niskiego poziomu dziewczyna nie wie czego chce, to znaczy że nie jest zainteresowanaDlatego tak bardzo ważne jest to, aby cały czas obserwować zainteresowanie kobiety. Jeżeli tego nie będziemy robić, narażamy się na ogromne w ogóle nie zwracają na to uwagi oraz prowadzą bezmyślnie prowadzą przychodzi jednak moment kryzysu i każdy się pyta:Co zrobiłem nie tak?Nie potrzeba zrobić wielu błędów żeby zniszczyć sobie relację. Wystarczy tylko bezczynność i niewiedza!Bądź na bieżąco!Nie pozwól aby taka sytuacja dopadła też Ciebie!Śledź moją stronę oraz cały czas ucz się relacji otrzymywać na bieżąco więcej wartościowych treści na temat randek, kobiet i związków?Dołącz do męskiego grona oraz darmowy raport PDF, tak na dobry początek!Dowiedz się jak zdobyć wartościową dziewczynę do związku, uniknąć odrzucenia oraz skutecznie poprowadzić relację do romantycznego 170 stron praktycznej wiedzy o poznawaniu kobiet, zagadywaniu, randkowaniu i relacjach damsko-męskich, które pomogą Ci zdobyć wartościową dziewczynę do również: 7 thoughts on “Dziewczyna nie wie czego chce – co to oznacza?”Witam spotykałem się z dziewczyną od 7 miesięcy . Na samym początku ona była po rozstaniu z innym facetem ,więc relacja była dosyć różna . Jednak przez cały ten okres nigdy nie słyszałem z jej słów żadnych deklaracji. Często miałem wrażenie że jestem w tym związku wykorzystywany , za wszystko płaciłem za wyjazdy, restauracje wyjście do kina , ubrania, prezenty itd. Ona wychodziła z założenia że to normalne że facet płaci za wszystko. Gdy byliśmy teraz wspólnie na wakacjach w Hiszpanii za które ja oczywiście zapłaciłem powiedziałem jej że już nie chcę się tak dalej spotykać i albo w końcu razem zamieszkamy i zaczniemy coś wspólnie planować albo chcę się rozstać i nie chcę żebyś mi zabierała czas. Obiecała że się zastanowi i po wakacjach podejmie decyzję. Po wakacjach i powiedziała że możemy się dalej spotykać ale ona nie jest gotowa na wspólne mieszkanie, więc się rozstaliśmy. Zaczyna do mnie docierać że ona mnie nigdy nie kochała bo jak by kochała to by zrobiła wszystko żeby być ze mną. Ale z racji tego że razem pracujemy mam wrażenie że będzie chciała mnie z powrotem wciągnąć w tą relację i dalej mnie wykorzystywać. Pytanie co mam teraz robić i jak to wszystko traktować?Skoro miałeś wobec niej takie przeczucia, to rzeczywiście coś musiało być na rzeczy. Przeczytaj koniecznie mój artykuł „Jak poznać że jej zależy, 5 oznak prawdziwego zainteresowania” oraz sprawdź czy ona spełniała te warunki. Zakładam, że pewnie nie spełniała żadnego i nie przejawiała żadnych oznak zainteresowania. Tak się niestety bardzo często zdarza. Kobiety wchodzą w związek, bo to dla nich fajne i lepiej być z kimkolwiek niż z nikim. Fajne jest… Ale nie dla Ciebie! Przeczytaj sobie również artykuł: „Związek bez przyszłości – 5 powodów, dla których kobiety tkwią z mężczyznami w związku”. Odpowiadając na Twoje pytanie: nie próbuj wrócić do tej relacji, bo znowu będziesz cierpiał i doskonale o tym wiesz. Ona się nie zmieni. W pracy natomiast normalnie ją traktuj, jak każdego innego współpracownika. No chyba że nie możesz wytrzymać – to wtedy jej unikaj lub po prostu zmień dodatku wysłała mi swoje zdjecie oczywiscie przerobione było ze zamiast okularów miała serduszka i na dłoni uniesionej tez serduszko co to moze znaczyćWitam, odpisała na moje ogłoszenie pewna dziewczyna i napisała z góry, że ma dziecko i, że chciałaby mnie poznać popisać szuka przyjaciela z tego dłuższego pisania jakie było dała mi swój numer telefonu sama od siebie zaczęliśmy pisać oczywiście na te SMS napiała mi, że ma 39 lat ja oczywiście mam 33 i zaczęła zadawać mi dużo pytań na temat mojego życia osobistego gdzie sama o sobie nie chciała za bardzo pisać i po dłuższym pisaniu zaczęła pisać ze mną na poważniejsze tematy jak, jak np. wspólny wyjazd czy nawet o dzieciach z początku było widać, że dziewczyna jest sobą izę niby nie udaje, ale po takim pisaniu stwierdziłem, że czas się spotkać ona za bardzo nie chciała, ale się spotkaliśmy jak to ujęła chciała mi utrzeć nosa za to, że ciągle pisałem, że się i tak nie spotkamy to jej napisałem ze sama tego nie chcesz i co się okazało mieszkamy w tym samym mieście dopiero na spotkaniu dowiedziałem się, że jest rozwódka od prawie 2 miesięcy i po spotkaniu które trwało może godzinę na spotkanie oczywiście przyjechałem rowerem powiedziała mi, że kupi mi lampki do reworu rozstaliśmy się normalnie po przyjacielsku, a że małe to nasze miasto to napisała mi to, że nie chciałaby być na jezykach innych i, że nie chce czuć się jak by skakała z kwiatka na kwiatek i z czasem zrobił się problem jak jej powiedziałem gdzie chodziłem do szkoły stwierdziła, że mogła mnie uczyć tylko, że ja jestem pewny na 100% ze mnie nie uczyła, bo 2005 roku kończyłem szkołe, a ona w tym samym czasie zaczęła prace i wszystko się obróciło o 360 stopni zaczęła pisać, że jest jej głupio, że niepotrzebnie tak ze mną otwarcie wcześniej pisała, że głupio się z tym czuje, bo tak to wygląda jak by flirtowała z uczniem tylko jeżeli tak się czuje to nie rozumiem czemu wciąż ze mną pisze i po co gdzie nie napisała, że jestem jej obojętny tylko sama jeszcze tak do końca nie wie czego chce nie wiem jak mam to rozumieć co robić czy dąs sobie z nią spokój? Proszę o jakąś poradę wiem, że to trochę zakręcone, ale starałem się to trochę tego co mi piszesz, nie wygląda to zbyt kolorowo. Istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że kobieta mając to dziecko, ma duże ciśnienie na jakiegoś faceta i szybki związek. To bardzo zły zwiastun. Jej zachowanie też pozostawia wiele do życzenia. Generalnie, według mnie, sytuacja bardzo ryzykowna. Musisz bardzo uważać w tej relacji. Ja bym raczej dał sobie z nią spokój. Jeżeli jednak, bardzo chcesz spróbować „chleba z tego pieca”, trzymaj się bardzo mocno moich porad ze strony oraz przede wszystkim moich książek. Jak już wcześniej napisałem, strasznie mi to wszystko się z pewną dziewczyną (spotkaliśmy się 5 razy w między czasie rozmawiając przez telefon lub pisząc sms – nie tylko ja inicjowałem kontakt). Nie ukrywam że mimo takiej małej ilości spotkań bardzo mi się spodobała (jesteśmy dorosłymi ludźmi 26 lat). Powiedziała że ona nie wie co o nas myśleć, po prostu nie wie czy coś z tego będzie, jednocześnie cały czas zgadza się na spotkania. Jeśli gdzieś wychodzimy to upiera się płacić za siebie, wieć raczej nie chce mnie wykorzystać na kasę ale jednocześnie czuje jakby coś było nie tak, czy to jak ona się zachowuje oznacza że tylko szuka kolegi żeby raz od czasu gdzieś wyjść czy może tylko się bawi?Hej,Czy ona mówi, że nie wie co o tym myśleć w odpowiedzi na Twoje pytania czy może jest to jej inicjatywa? Czy doszło między Wami do pocałunku w usta? Czy całujecie się?Pozdrawiam Artur WitośLeave a Reply
nie wiem czy chce z nim być